Tu miejsce na labirynt…: Polacy nie gęsi, po łacinie umieją [The Intuition Orchestra „Summa intuitiva” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Sześć lat milczenia jazzowo-awangardowej The Intuition Orchestra to naprawdę nic strasznego. Był już przecież okres w historii tej formacji, kiedy tworzący ją muzycy nie grali razem przez kilkanaście lat. Teraz, na szczęście, powrócili i to w bardzo rozbudowanej formule. Z czego tylko należy się cieszyć, ponieważ dzięki temu „Summa intuitiva” brzmi nadzwyczaj bogato i atrakcyjnie.
Tu miejsce na labirynt…: Polacy nie gęsi, po łacinie umieją [The Intuition Orchestra „Summa intuitiva” - recenzja]Sześć lat milczenia jazzowo-awangardowej The Intuition Orchestra to naprawdę nic strasznego. Był już przecież okres w historii tej formacji, kiedy tworzący ją muzycy nie grali razem przez kilkanaście lat. Teraz, na szczęście, powrócili i to w bardzo rozbudowanej formule. Z czego tylko należy się cieszyć, ponieważ dzięki temu „Summa intuitiva” brzmi nadzwyczaj bogato i atrakcyjnie.
The Intuition Orchestra ‹Summa intuitiva›Utwory | | CD1 | | 1) Spiritual phenomena | 06:57 | 2) Affectus emphasis | 07:04 | 3) Res materialis | 07:33 | 4) Mentis phenomena | 04:26 | 5) Ita artis | 04:19 | 6) Motus continui | 02:27 | 7) De industria spatium | 05:06 | 8) Animum noctis | 04:22 | 9) Summa intuitiva | 07:12 |
Intuicja – jak można przeczytać w jednej z definicji tego zjawiska – „objawia się w postaci nagłego przebłysku myślowego, w którym dostrzega się myśl, obraz, rozwiązanie problemu lub odpowiedź na nurtujące pytanie”. W jazzie improwizowanym odgrywa niepoślednią rolę, co często podkreślają sami, uprawiający go, muzycy. A są i tacy, którzy umieścili to pojęcie na swoich sztandarach. Chociażby trio… The Intuition Orchestra, które w tym roku opublikowało swoją piątą płytę zatytułowaną… „Summa intuitiva”. I z miejsca wiadomo, czego się spodziewać! Czyżby? Bo skoro zespół gra jazz intuicyjny, to raczej niczego nie da się przewidzieć, a więc tym samym słuchacza czeka mnóstwo zaskoczeń – i tak jest w rzeczywistości. Pierwszym zaskoczeniem jest zaś fakt, że prapoczątki Orkiestry (sic! Trzyosobowej) sięgają połowy lat 80. ubiegłego wieku, kiedy to trzech kolegów, uczęszczających na zajęcia do szkoły muzycznej (podstawowej), postanowiło grać jazz. Już samo to jest niezwykłe. W tamtym czasie nastolatkowie pragnęli grać przede wszystkim heavy metal bądź punk rock. Ale jazz? I to improwizowany? Cóż, każdemu według jego zasług, jak twierdził jeden z obrońców światowego proletariatu (wszak historia ta zaczęła się jeszcze w Polsce Ludowej). Tymi trzema kolegami byli: grający na instrumentach dętych Ryszard Wojciul (w przyszłości nie tylko muzyk, ale również dziennikarz i promotor, organizator koncertów i wydawca), pianista i wiolonczelista Bolesław Błaszczyk (który zaliczy nawet epizod w Grupie MoCarta) oraz perkusjonista Jacek Alka. Młodzi muzycy rejestrowali swoje ówczesne poszukiwania artystyczne, dzięki czemu po ponad ćwierć wieku, za sprawą wytwórni Requiem Records, ukazała się płyta z tymi archiwaliami – „1984-1985”. Sygnuje ją jednak nie The Intuition Orchestra, lecz… Legendarne Ząbki. To pierwsza nazwa, używana do dzisiaj, pojawiła się bowiem dopiero w 2008 roku, kiedy to zespół został reaktywowany po kilkunastu latach niebytu. Od tamtego momentu co jakiś czas grupa daje o sobie znać. Pomiędzy 2009 a 2015 rokiem na przykład opublikowała cztery albumy: dwupłytowy „I.O.O. Free Acoustic 001: The Intuition Orchestra Vol. 1” (2009), „Fromm” (2012) – z gościnnym udziałem wokalistki Grażyny Auguścik, „To the Inside” (2014) oraz „Case of Surprise” (2015). A potem nastąpiło przedłużające się milczenie, które przerwane zostało jednodniową sesją nagraniową, jaka odbyła się 20 września ubiegłego roku w należącym do Polskiego Radia warszawskim studiu S4. Choć w ten sposób pandemia przysłużyła się zespołowi: muzycy znaleźli czas, aby spotkać się i wspólnie pomuzykować. Ba! z ich zaproszenia do wspólnej gry skorzystało również kilkoro zacnych gości, bez których „Summa intuitiva” – wydana niemal dokładnie rok po nagraniu przez krakowską wytwórnię Audio Cave – miałaby zapewne zupełnie inny kształt (jeśli w ogóle by powstała).  Fot. Paweł Kula Co to za goście? Przyjrzyjmy się im. Wokalistka Olga Szwajgier – zawodowo aktywna od połowy lat 70. XX wieku, z taką samą przyjemnością śpiewająca muzykę klasyczną, rozrywkową, co – i to zapewne doprowadziło ją do współpracy z The Intuition Orchestra – eksperymentalną. Maria Pomianowska – mistrzyni gry na takich instrumentach strunowych, jak suka biłgorajska i fidel płocka, jak również grająca na różnych odmianach violi da gamba Justyna Rekść-Raubo. Awangardowego posmaku muzyce Orkiestry przydali natomiast odpowiadający za efekty elektroniczne Krzysztof Knittel (od 1973 roku stanowiący podporę Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia) oraz Wojciech Błażejczyk. Ten ostatni zagrał między innymi na tak zwanych obiektofonach. Co kryje się pod tym pojęciem? Różnego rodzaju zużyte przedmioty codziennego użytku – najczęściej wykorzystywane przez nas w kuchniach i łazienkach – których dźwięk poddawany jest na żywo przekształceniom elektronicznym. Sekcję rytmiczną, oprócz wspomnianego już Jacka Alki, stworzyli natomiast obecnie mieszkający we Francji basista Krzysztof Majchrzak oraz perkusista Krzysztof Szmańda (mający na koncie współpracę chociażby z pianistą Krzysztofem Dysem).  Fot. Paweł Kula To teraz sporządźcie, proszę, sumę intuicyjnych doświadczeń muzycznych wszystkich wymienionych artystów i spróbujcie sami sobie odpowiedzieć, co ma do zaoferowania na swojej najnowszej płycie The Intuition Orchestra? Można się pogubić, prawda? Dlatego postaram się to nieco uporządkować. Płytę otwiera siedmiominutowy „Spiritual phenomena”. Po jego wysłuchaniu łatwo zrozumieć, dlaczego tak właśnie się stało. Jest on bowiem swoistym streszczeniem całości wydawnictwa. Pojawiają się w nim bowiem elementy free jazzu (partia saksofonu plus bardzo intensywna sekcja rytmiczna), rocka i noise’u (vide gitara, po którą sięga Błażejczyk) oraz muzyki dawnej (za sprawą smyczków). Do tego dochodzą jeszcze obficie zastosowane efekty elektroniczne, które przydają utworowi cech awangardowych. W całym tym programowo kontrolowanym szaleństwie zaskakiwać może rozbrzmiewający przez cały czas na dalekim planie stonowany, monotonny fortepian – jedyny instrument, który nie daje się ponieść chaosowi. Jeśli więc przetrwacie ten wstęp, nic, co usłyszycie w dalszej części, nie będzie Wam straszne.  Fot. Paweł Kula Drugi w kolejności „Affectus emphasis”, w którym od pierwszych sekund na plan pierwszy wybija się klarnet, ma charakter – być może takie określenie pojawi się w krytyce muzycznej po raz pierwszy – retro-awangardowy. Te ciągotki ku klasyce jazzu słychać wyraźnie w warstwie instrumentalnej, za to w wokalnej Olga Szwajgier pozwala sobie na ciekawe eksperymenty w duchu klasycznej muzyki współczesnej. Co ciekawe, słuchając jej głosu, z miejsca przeniosłem się w końcówkę lat 80., kiedy to po raz pierwszy miałem okazję wysłuchać z płyt oparte na dramacie Stanisława Ignacego Witkiewicza awangardowe widowisko Edwarda Bogusławskiego „Sonata Belzebuba”. To dokładnie taka sama forma narracji! Za to w „Res materialis” pojawia się znacznie więcej free jazzu, o tyle nietypowego, że – przynajmniej do piątej minuty – obywającego się bez perkusji, za to z wyeksponowanymi dęciakami i elektroniką. Dopiero w końcówce robi się spokojnie za sprawą skrzypiec.  Fot. Paweł Kwiecień Po ponad dwudziestu minutach bardzo intensywnego grania muzycy dochodzą do wniosku, że słuchaczom należy się chwila ukojenia. Zapewnia ją – gwoli ścisłości to ponad cztery minuty – oparty na współpracy sekcji dętej i smyczkowej „Mentis phenomena” (z syntezatorowym finałem). W „Ita artis” z kolei wolną rękę od liderów The Intuition Orchestra otrzymał Błażejczyk, który sięgnął po swoje obiektofony. Co wypadło zresztą nadzwyczaj ciekawie, czyniąc poniekąd z tej kompozycji eksperymentalne słuchowisko. Jej druga część jest już bardziej typowa, a wieńczy ją, nie licząc fortepianowej cody, rzewna melodia zagrana na smyczkach. „Motus continui” to najkrótszy fragment wydawnictwa, ale za to dynamiczny i emocjonalny. Ponownie pojawiają się w nim obiektofony (na otwarcie), które jednak z czasem zostają przytłumione elektroniką i energetycznymi bębnami. „De industria spatium” idealnie pasowałby do którejkolwiek z wydawanych przez Bôłt Records płyt z archiwaliami Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. To bowiem awangarda w najczystszej postaci! Za to w „Animum noctis” ponownie mamy do czynienia z dźwiękami kojącymi uszy. Dba o to głównie Ryszard Wojciul (zaczynając na saksofonie, kończąc na klarnecie), a wspomagają go koledzy odpowiadający za elektronikę i sięgający po elektryczną wiolonczelę Bolesław Błaszczyk. Płytę zamyka kompozycja tytułowa, którą uznać można za idealne zwieńczenie całości. Jak „Spiritual phenomena” był nadzwyczaj zgrabnym wprowadzeniem do świata The Intuition Orchestra, tak „Summa intuitiva” jest jego podsumowaniem. Ponownie mamy tu wokalne eksperymenty Szwajgier i elektroniczny noise (w stylu Merzbow), a do tego jeszcze fragmenty stricte freejazzowe i kolejne nawiązania do muzyki dawnej. Co ciekawe z granych unisono partii smyczków i saksofonu „wykluwa” się intrygująca solówka na dęciaku, która powoli prowadzi do miejsca z napisem „meta”.  Skład: Ryszard Wojciul – saksofon sopranowy, saksofon altowy, klarnet, klarnet basowy, EWI (elektroniczny instrument dęty), głos Bolesław Błaszczyk – fortepian, syntezator, wiolonczela, elektryczna wiolonczela, głos Jacek Alka – instrumenty perkusyjne
gościnnie: Olga Szwajgier – śpiew / sopran (2,9) Maria Pomianowska – suka biłgorajska, fidel płocka, głos Justyna Rekść-Raubo – viola da gamba (odmiany sopranowa i basowa) Wojciech Błażejczyk – gitara, efekty elektroniczne, obiektofony Krzysztof Knittel – efekty elektroniczne Krzysztof Majchrzak – gitara basowa, gitara basowa bezprogowa, efekty elektroniczne Krzysztof Szmańda – perkusja
|