Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 września 2023
w Esensji w Esensjopedii

Marlena Siwiak, Marian Siwiak
‹Ciemnością Spowity›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarlena Siwiak, Marian Siwiak
TytułCiemnością Spowity
OpisAutorzy piszą o sobie:
(Marlena Siwiak)
Młody, obiecujący bioinformatyk. Podróżniczka, miłośniczka jazdy konnej, sztuk walki i chodzenia po górach, zacięta LARPowiczka. Słucha muzyki, w której znalezienie melodii, według jej męża, jest równie trudne jak znalezienie sensu w prozie postmodernistycznej.
(dr Marian Siwiak)
Biofizyk, przedsiębiorca, konsultant. Żeglarz, narciarz, aktor, marzyciel, zacięty RPGowiec. Marnuje życie na gry komputerowe, chociaż żona powtarza mu, że gdyby ten czas spędził na pracy naukowej, już dawno dochrapałby się habilitacji.
GatunekSF

Ciemnością Spowity

« 1 2 3 4 5 6 »

Marlena Siwiak, Marian Siwiak

Ciemnością Spowity

Ilustracja: Maria Bronowicka
Ilustracja: Maria Bronowicka
Zaczął schodzić.
Każdy krok poprzedzał wnikliwym obmacywaniem wklęśnięć i wypustek, w poszukiwaniu najlepszego uchwytu. Przeklęta noc!
Chociaż, z drugiej strony, dzięki niej nie widział, w jak głęboki pcha się wyłom. A to mogło okazać się błogosławieństwem.
Schodził tak całą wieczność, a każde drgnięcie kończyny okupione było potwornym cierpieniem – rozdzieranej skóry, mięśni zmuszanych do wysiłku, do którego nie były przyzwyczajone, a czasem stawów, wykręcanych pod dziwnymi kątami. Raz serce podeszło mu do gardła, gdy pośliznął się i zawisł całym ciężarem na prawej ręce, zaklinowanej w jakiejś szczelinie. Zanim zdołał wymacać podparcie dla stóp, stracił czucie w palcach.
Jakieś cztery, pięć metrów poniżej krawędzi urwiska wiatr ucichł niemal zupełnie. Zmaltretowany reporter przytulił się do ściany. Jego plan działał – miał tu cicho jak w uchu, podczas gdy wiatr ryczał wściekle nad jego głową. Raz i drugi Pierre usłyszał, jak przez krawędź ustępu przetaczają się głazy tak olbrzymie, że odczuwał podmuch, gdy go mijały. Kuląc się, szacował swe szanse na bezpieczny powrót do bazy. Był gotów porzucić zemstę i publikację.
Chciał tylko przeżyć.
• • •
Szalejąca na zewnątrz burza była łagodną bryzą w porównaniu z tym, co rozpętało się w gabinecie zarządcy planety. Kurt Emmerson stał i raz za razem uderzał pięścią w blat. Stół trząsł się… ale wytrzymywał, głównie dzięki stalowemu zbrojeniu, przyspawanemu od spodu. W końcu nie był to pierwszy raz, gdy zarządca wyżywał się na swoich meblach.
Kolejne ciosy obsypały tynk ze ściany. Oberwało się także metalowej szafce. Przy ostatnim uderzeniu Kurt pozwolił sobie na nienawistny ryk. Potem z lodowatym spokojem spytał:
– Jak?
Dwóch techników z elektrowni spoglądało trwożnie to na szefa, to na przyniesione ciało, to na siebie nawzajem. Zęby jednego z nich dzwoniły jak smagane huraganem szyby, gdy zdecydował się odpowiedzieć:
– By… było zaburzenie napięcia ogrodzenia elektrowni. Poszliśmy sprawdzić, co się stało… i… i… i… znaleźliśmy go nadzianego… a wła… właściwie pociętego przez ogrodzenie.
– Jakieś ślady?
– Kilka drutów ogrodzenia było rozciętych. Znaleźliśmy jeszcze to – położył na biurku bluzę pustynnego kombinezonu. – Nie mogliśmy szukać dalej, nadchodziło sirocco. Zresztą, chcieliśmy go jak najszybciej do pana przynieść – wskazał na leżące ciało.
– Wolałbym go zobaczyć później – wycedził Emmerson. – Ale za to obok srebrnej tacy z jajami mordercy!
– Ale morderca daleko nie odejdzie. Sirocco go załatwi. Jak dobrze pójdzie, za godzinę będzie suchym szkieletem.
– Nic więcej nie znaleźliście?
– Nie…
– Nikomu ani słowa o tym, co się stało, wracać do roboty!
– Ale…
– Powiedziałem, won!
Technicy czmychnęli niczym spłoszone myszy, gdy Kurt wrócił do testowania wytrzymałości mebli.
Nawet szalejący na zewnątrz sirocco przycichł, a po chwili umilkł zupełnie, stwierdziwszy najwyraźniej, że nie ma szans w obliczu takiej konkurencji.
• • •
Szalejący w górze sirocco przycichł, a po chwili umilkł zupełnie. Roztrzęsiony Pierre rozpoczął wspinaczkę. Starał się wracać trasą, którą zszedł. Jednak ciemność, stres, zmęczenie, a przede wszystkim układ występów skalnych, które mogły mu służyć za uchwyty, sprawiły, że całkowicie stracił orientację. Ostatkiem sił osiągnął krawędź i, prawie nieprzytomny ze zmęczenia, wtoczył się na równinę, gotów całować ziemię za samą jej płaskość.
Pełnię swego szczęścia pojął, gdy dotarło do niego, co widzi. Kilkaset metrów przed nim z pustyni wyrastał budynek elektrowni. Szczelina wyprowadziła go na drugą stronę ogrodzenia.
Od strony kanionu elektrownia była prawie nieoświetlona, więc Pierre mógł niezauważony podejść aż do ściany budynku. Znalazł jakieś drzwi i wślizgnął się do środka. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do światła, zamarł – na podłodze widoczne były krople krwi. Ludzie z latarkami musieli przynieść tu jego ofiarę. Wyrzuty sumienia powróciły ze zdwojoną siłą. Klęcząc przy jednej z plam, zastanawiał się, co o jego sytuacji napisałby Derling.
Z bezowocnych rozważań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi, dobiegający z głębi budynku. Pierre zakopał swój żal pod pokładami ciążącego na nim obywatelskiego obowiązku. Ruszył szukać odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Przy drzwiach z napisem „WC. Tylko dla personelu” zobaczył palącego wyrostka, sądząc z wyglądu, jeszcze przed eternizacją. Po chwili z kabiny wyszedł kolejny, majstrując coś przy swoim pasku.
– To było niezłe, nie?
– Tak. Może ktoś to nazwać zboczeniem, ale dawno nie miałem takiej przyjemności.
– Chciałbym zobaczyć minę chłopaków, jakby się dowiedzieli…
– Nawet o tym nie wspominaj.
Speszony Pierre skulił się za skrzynią chroniącą go przed wzrokiem mężczyzn. Z jednej strony targał nim gniew na ludzi, którzy najwyraźniej w godzinach pracy robili sobie przerwę na… no ale z drugiej strony przynajmniej nie molestowali kobiet…
– Tak właściwie to po co ci to gówno? Czemu nie oddałeś tego Emmersonowi? – Pierre ponownie wyjrzał zza krawędzi skrzyń i zobaczył, że jeden z techników przytroczył do paska jego wielofunkcyjne narzędzie.
– A po co to Staremu? – odpowiedział zagadnięty technik, dopinając pasek. – Ojciec drugiego dziecka mojej siostry, wiesz, ten z biura, od dawna truje mi dupę o coś takiego. Szkoda mi było dla niego podprowadzać z roboty coś profesjonalnego, a ta zabaweczka mu wystarczy. A na cholerę ci ten noktowizor?
– Ma kamerę z niezłym zbliżeniem… A ja wiem, skąd jest widok na łazienkę twojej siostry.
– Bardzo śmieszne. Właściwie, gdzie go zostawiłeś?
– Na dole, schowany w szatni dziewczyn…
– Tylko nie pokazuj nagrania chłopakom, bo zaczną się pytania, czym to nagrywałeś, i możesz chlapnąć słowo za dużo! Mnie też radochę sprawiło oglądanie miny Emmersona, jak zanieśliśmy mu ciało tego bydlaka, ale jak piśniemy cokolwiek, to Stary obu nas wypieprzy na zbity pysk, a za dużo roboty dla terraformersów nie ma. Socjał mi się nie uśmiecha.
– No co ty? Siedziałbyś na dupie, a frajerzy by na ciebie zasuwali.
Podglądani wyrostkowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Pierre patrzył za nimi z niedowierzaniem. Do jakiego stopnia zezwierzęcenia doprowadził Emmerson swoich ludzi? Reporter zrozumiał, że musi odzyskać swój sprzęt i wyjaśnić zagadkę elektrowni. Jednak musi usunąć tę karykaturę zarządcy ze stanowiska, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
• • •
Domnall Coin z poczuciem klęski wpatrywał się w wykresy i tabele. Kilka godzin wcześniej uruchomił swoje programy analityczne na danych, które dostarczył mu zarządca planety. W przeciwieństwie do kolegów po fachu od czasu do czasu, poniekąd hobbistycznie, kontrolował analityków i przetwarzał dane sam.
Tym razem miał wrażenie, że jego mózg po prostu odmawia współpracy. Tu się nic nie zgadzało! Owszem, standardowe kalkulatory pokazywały rosnące współczynniki rozwoju, dodatnie korelacje nakładów i efektów… Emmerson miał nawet czelność dostarczyć mu program, który przedstawiał to wszystko na ślicznych, pstrokatych wykresach.
Tymczasem, gdy Domnall uruchomił swoje narzędzia, stanął nad… nawet nie wiedział nad czym, bo wierzchnia warstwa blichtru nie kryła szamba. Szambo by zrozumiał. Miał w tym doświadczenie. To, co miał przed sobą, umykało wszelkiemu zrozumieniu. Przepływy surowców i produktów, koszty i nakłady… całość wyglądała jak kostka Rubika po wizycie w przedszkolu – niekompletna, wielokrotnie rozkładana na czynniki pierwsze, na siłę sklejana, a raz przemalowana.
Wbił głowę w ramiona i z wściekłością żuł cygaro.
Emmerson mataczy, firma utopiła tu więcej pieniędzy, niż potrzeba na trzy terraformacje, a efektów nie widać. Co tu się, do cholery, dzieje?
To nawet nie jest malwersacja – Emmerson jest czysty jak łza. Coin, korzystając ze swoich uprawnień, zdążył sprawdzić wszystkie jego konta – ten facet nie wyprał ani jednego kredytu.
Może ten dziennikarz rzeczywiście byłby w stanie dostarczyć mu jakieś informacje, które skierowałyby go na właściwy trop.
Podskoczył, gdy drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie, ukazując prawdziwego anioła zemsty – półnagiego, zakrwawionego, pomstującego na całą rodzinę Emmersona.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

21 IV 2013   02:11:49

O wydali też skiążkę, jest na empiku

21 IV 2013   12:44:37

niezłe opowiadanie, jest potencjał...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ryby na niebie
Agnieszka Makowska

16 IX 2023

Założyły kalosze i wyszły. Na mokrej ziemi leżały olchowe liście i patyki, ale nie było nawet dużych odłamanych gałęzi. Nad jeziorem snuła się mgła. Przez kałuże poczłapały na Cypel, skąd miały szerszy widok. Wtedy dopiero zobaczyły pasmo powalonego lasu.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Eksperyment Tasalina
Łukasz Sowa

19 VIII 2023

Dużo uciechy miał Jakub. Biegał za gryzoniami jak opętany, próbując nabijać je na widły, a gawiedź radowała się, biła brawo i skandowała na jego cześć. Wdzięczny mu byłem, bo każda ubita sztuka to mniej czerni na mym imieniu. Pozostawała nadzieja, że potomstwo tychże myszek nie będzie zbyt gadatliwe, szczególnie na mój temat.

więcej »
Kolaż: <a href='mailto:voqo@redakcja.esensja.pl'>Wojciech Gołąbowski</a>

Zelotka
Leon Brand

29 VII 2023

W tym momencie słup dotarł do dna. Przez całą okolicę przetoczył się ryk konstrukcji przyjmujących na siebie falę sejsmiczną. Budynki stęknęły na elastycznych fundamentach. Gdzieś w okolicy strzelił odkształcony metal. A może pękł lód? Teraz już wszyscy na tarasie przerwali rozmowy i patrzyli w napięciu na zastygłą ścianę. Skrzywiłam się, bo nagle zabolała mnie głowa. Jakby hałas wbił mi w uszy potężnego bratnala i niemal natychmiast wyjął. Z trudem ustałam na nogach.

więcej »

Polecamy

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.