Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 22 marca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Muszyński, Marcin Wroński
‹Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Muszyński, Marcin Wroński
TytułWielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy
OpisWielki Bestiariusz Praktyczny.
Na podstawie podróży i przygód niezliczonych Chyżopiętka de Bluma, przez tegoż spisany i ilustracjami opatrzony.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy

Cały dzień spędziliśmy na wyplataniu wielkich, dziwnych kształtów z wikliny. To osobliwe zajęcie nie przynosiło nikomu pożytku, ale Dh’urhakowi umilało czas i ów krasnolud wyspecjalizował się w nim tak dalece, że potrafił upleść łabędzia lub smoka. Mnie szło znacznie gorzej, ale do wieczerzy uplotłem coś na kształt kosza bez dna.

Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy

Cały dzień spędziliśmy na wyplataniu wielkich, dziwnych kształtów z wikliny. To osobliwe zajęcie nie przynosiło nikomu pożytku, ale Dh’urhakowi umilało czas i ów krasnolud wyspecjalizował się w nim tak dalece, że potrafił upleść łabędzia lub smoka. Mnie szło znacznie gorzej, ale do wieczerzy uplotłem coś na kształt kosza bez dna.

Paweł Muszyński, Marcin Wroński
‹Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Muszyński, Marcin Wroński
TytułWielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy
OpisWielki Bestiariusz Praktyczny.
Na podstawie podróży i przygód niezliczonych Chyżopiętka de Bluma, przez tegoż spisany i ilustracjami opatrzony.
Gatunekfantasy, humor / satyra
Niejednokrotnie podczas moich licznych podróży natrafiałem na krasnoludy. Każdy je zna i wie, że te niskie, krępe istoty specjalizują się w górnictwie i przemycie opium. Prowadzą takoż jadłodajnie z pikantną żywnością. Odkąd wiele miast musiało zamknąć publiczne szalety, te zaradne stworzenia wykupiły je i zatkawszy czymniebądź otwory kloaczne, zmieniły owe przybytki w garkuchnie. Zainteresowanego Czytelnika odsyłam do mojego traktatu ekonomicznego, który wkrótce spisać zamierzam. Tu chciałbym pokazać krasnoludy z bardziej prywatnej strony...
Szczególnie blisko miałem okazję je poznać, gdy przedzierałem się przez Góry Kredensowe. Na Przełęczowej Przełęczy natrafiłem na górską wioskę, gdzie poprosiłem o nocleg i strawę. Ugoszczono mnie tak serdecznie, że postanowiłem pozostać cały następny dzień i nabrać sił przed dalszą drogą. Rano moi gospodarze wyszli do kopalni, w której pracowali, a ze mną pozostawili najmniejszego krasnoluda o tłustej i postrzępionej brodzie. Krasnolud ten nazywał się Dh’urhak i nie pracował w kopalni, ponieważ miał chromą nogę. Cały dzień spędziliśmy na wyplataniu wielkich, dziwnych kształtów z wikliny. To osobliwe zajęcie nie przynosiło nikomu pożytku, ale Dh’urhakowi umilało czas i ów krasnolud wyspecjalizował się w nim tak dalece, że potrafił upleść łabędzia lub smoka. Mnie szło znacznie gorzej, ale do wieczerzy uplotłem coś na kształt kosza bez dna. Cały ten czas dziwiło mnie jedynie, że Dh’urhak spoufala się ze mną, mruga i poklepuje mnie po twarzy i plecach.
Wieczorem powrócili moi gospodarze. Po wieczerzy ojciec rodziny — jak to krasnolud — od razu przeszedł do konkretów:
— Drogi Chyżopiętku, skorzystałeś z naszej gościny, teraz czas się zrewanżować. Wpadłeś mojej córce w oko, więc postanowiłem, że się z nią ożenisz. Nie muszę ci wspominać, że nie zniósłbym odmowy i musiałbyś spotkać się z moim toporem.
Tu warto wtrącić, że żaden krasnolud nigdy — nawet przy kolacji — nie rozstaje się ze swym potężnym toporem. Aby zaś mieć wolne ręce, trzyma go zatknięty za pas. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak takie nieporęczne narzędzie mogłoby służyć do pracy w kopalni czy choćby do rąbania drew na opał. Gdyby jednak przypadkiem spadło komuś na głowę, z pewnością musiałoby to boleć. Dlatego choć małżeństwo z krasnoludzką damą nie leżało w moich planach, postanowiłem być ostrożny i nie drażnić niepotrzebnie gospodarza.
— Dziękuję za propozycję — rzekłem — ale nie miałem jeszcze przyjemności z pańską córką. Chyba wypada, abym poznał najpierw moją wybrankę.
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
— Już za tę bezczelność mógłbym ci odrąbać głowę — ryknął porywczy gospodarz, waląc mięsistą łapą w stół. — Jednak ponieważ naprawdę podobasz się mojej Dh’urhak, której zostaniesz mężem, daruję ci ten jeden raz — dodał nieco łagodniej.
Teraz wszystko stało się dla mnie jasne: Dh’urhak była kobietą. Ale płci krasnoluda człowiek nigdy nie rozezna i stąd to głupie wsiowe gadanie, że krasnoludy lęgną się z brudu jak karaluchy.
Następnego dnia gospodarz wyprawił mnie z narzeczoną do miasteczka na targ, abyśmy nabyli tam stroje potrzebne do rychłej ceremonii. Miasteczko leżało nieopodal, a żyli w nim po równi ludzie i krasnoludy. Na targu zauważyłem, że moja przyszła żona, kuśtykając przede mną, umizguje się do napotkanych mężczyzn wszelkich ras. Ludzie reagowali na te niedwuznaczne gesty i cmoknięcia rozmaicie, ale krasnoludy niezmiennie pluły Dh’urhak w brodę i mówiły „Precz, maszkaronie” albo „Odchrzań się, brzydalu”. Za każdym razem, gdy to usłyszała, przypominała sobie o mnie i szeptała pieszczotliwie: „Na szczęście mam ciebie”. Wpadłszy w końcu na przedni pomysł, jak wymigać się z niemiłego mi ożenku, tak do niej powiedziałem:
— Słuchaj, kobieto. Czy jeśli znajdę ci krasnoludziego męża, to pozwolisz mi odejść?
— Oczywiście — odrzekła. — Ale to niemożliwe.
— Czy możliwe czy nie, jeszcze się przekonamy...
Wziąłem Dh’urhak za rękę i razem weszliśmy do karczmy. Na nasz widok podchmielone krasnoludy z miejsca zaczęły wołać „Hej, gdzieżeś wytrzasnął taką potworę?!” i „Kto cię zmusił, by chodzić z takim monstrum?”.
— Nikt mnie nie zmusił — oznajmiłem najgłośniej, jak umiałem. — To moja narzeczona i chcę się z nią ożenić, bo ma bajeczny posag! — Salę przeszedł pomruk zdziwienia, a ja dalej wołałem, aby każdy usłyszał: — Tak, tak, panowie! Ojciec tej młodej damy ma takie ogromne pieniądze, że po ślubie przez pierścienie ręki od ziemi nie będę mógł oderwać!
Już widziałem, że mój plan zaczyna przynosić efekty. Już ten czy ów zamawia setkę wódki dla kurażu i zbliża się ostrożnie do Dh’urhak. „Witam, panienko” — powiada któryś słodkim głosem. „Jak się piękna pani miewa?” — rzecze inny, odpychając tamtego. Naraz wkoło mojej towarzyszki zrobiło się tłoczno i jeden przez drugiego zaczęli z nią flirtować. To był dla mnie czas, by ulotnić się z okolicy...
Po latach dowiedziałem się, że moja niedoszła żona faktycznie miała bajeczny posag. Jej ojciec był przodownikiem w kopalni i co piąty wydobyty brylant brał za pazuchę i potem składował pod klepką w kuchni. Cały ten skarb wpadł w łapy krasnoludzkiego amanta, który tamtego pamiętnego dnia w karczmie najbezwstydniej ze wszystkich uwodził moją narzeczoną. Ale to jeszcze bym jakoś przebolał. Jednak ten brodaty pokurcz otrzymał fortunę nie tylko od teścia. Drugie tyle zarobiła dla niego Dh’urhak, która wkrótce po ślubie wynalazła meble ratanowe. Gdy mi o tym powiedziano, obaliłem dzban wódki naraz i spędziłem dwa dni w łóżku. Sam!
koniec
27 grudnia 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Kolaż: <a href='mailto:voqo@redakcja.esensja.pl'>Wojciech Gołąbowski</a>

Bezsilność olbrzyma
Adrianna Filimonowicz

25 II 2023

Chmury przycichły, ale co i raz rozjarzały się blaskiem. Wyglądało to, jakby duchy przemykały wśród nich, ciągnąc za sobą wstęgi ognia. Szaleńcza determinacja kobiety natchnęła intruzów do walki. I choć jej wynik mógł być tylko jeden, czułem, że moi pobratymcy potrzebują Olbrzyma z Sahanu.

więcej »
Kolaż: <a href='mailto:voqo@redakcja.esensja.pl'>Wojciech Gołąbowski</a>

Ono ci wszystko wybaczy
Paweł Wącławski

29 I 2023

Jeżdżę wzdłuż miejsca, gdzie Justyna rzekomo kogoś potrąciła. Szukam śladów i dowodów, dzięki którym będę mógł przekonać ją, że nic takiego nie zaszło. Ale robię to bez wielkiego zaangażowania, bo sam mam mocne przekonanie o tym, że to się jednak stało.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Lagasz. Za cenę krwi
Barbara Konopka

2 VII 2022

Hegal poszedł za radą Hassema, gdy odkrył w swym łożu jadowitego skorpiona. Poskromił pierwszy odruch lęku i odrazy. Potraktował to zdarzenie jak naturalną kolej losu, nieuchronność, która musiała się wydarzyć.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż twórcy

Listopad dla Polaków niebezpieczna pora
— Agnieszka Szady

Sss!
— Wojciech Gołąbowski

Z dziejów piątego żywiołu
— Wojciech Gołąbowski

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Sfinks
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Satyr
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Wilkołak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Podwójniak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gobliny
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Golem
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gnom
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.