WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Krystyna Chodorowska |
Tytuł | Dzikie stworzenia |
Opis | Urodzona w pierwszym nowiu po lutowej pełni. Z zawodu data scientist, w tygodniu lingwista multiklasujący na informatyka, w weekendy przywódczyni barbarzyńskiego klanu (bez multiklasowania). Laureatka głównej nagrody SemEval-2016 za program Ensemble do analizy podobieństwa semantycznego. Tłumaczyła m.in. George’a Martina, Chinę Mieville’a, Petera Hamiltona i Grega Egana. Nominowana do Nagrody Janusza A. Zajdla 2014 za opowiadanie „Kre(jz)olka”, zabita przez Petera Wattsa w powieści „Echopraxia”. Debiutancka powieść „Triskel: Gwardia” ukaże się niedługo nakładem wydawnictwa Uroboros. |
Gatunek | kryminał |
Dzikie stworzeniaKrystyna ChodorowskaDzikie stworzenia– A Fionn? – W porządku. – Dopiero teraz odsunął się na dobre. – Oberwał flarą w ramię i złamało mu obojczyk. Postanowili potrzymać go chwilę na obserwacji, bo zamiast tonąć w spokoju, głupio machał tą ręką i trochę pogorszył sprawę. Ale za parę tygodni będzie jak nowy. – Będę mogła z nim pogadać? – Pewnie tak, chociaż policja pewnie wolałaby z tobą pogadać pierwsza. Nikt poza Ailą nie widział, jak wyskakujesz z pontonu. Pewnie standardowo musieli rozważać możliwość, że padłaś ofiarą morderstwa, a ona jest pierwszą podejrzaną. • • • Na stoliku w sąsiedniej sali stała wiązanka goździków. Wyglądały, jakby przyniósł je ktoś, kto nie miał dużego doświadczenia ze szpitalami, kwiatami ani kontaktami z Fionnem. – Jak się czujesz? – Trafił cię ktoś kiedyś flarą, point blank? Nie? To boli. Usiadłam przy łóżku. Fionn spojrzał na mnie znad gipsu. – Chciałam cię o coś zapytać. – Strzelaj. Nie mogłam go szturchnąć za głupie żarty. Chyba też się zorientował, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Myślałem nad tym, co powiedziałeś do Rooneya. Powiedziałeś, że to nie jest żadne usprawiedliwienie. – Spojrzałam na niego poważnie. – Ty wiesz, dlaczego to robił. Uśmiech natychmiast zniknął. – Robił to, bo nie lubi fok, jak większość rybaków. Bo niszczą sieci i żrą ryby. Może u niego było to lekko bardziej osobiste. Jak mówiłem, żadne usprawiedliwienie. Facet jest popaprany i tyle. – Dlaczego osobiste? – Ten człowiek, z którym uciekła moja matka? Ten, który napisał te wszystkie listy? To był jego ojciec. – Cholera. – Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale i tak spróbowałam. – Całe szczęście, że ty wciąż lubisz foki. – Lubię większość zwierząt, w końcu nic mi nie zrobiły. Tylko selkie nie lubię. No, może poza tobą. – Przesunął ręką po gipsie. – Co ja poradzę, mam słabość do każdego, kto uratuje mi życie. Pogadaliśmy trochę o tym, co się stało. Fionn dostał strzał z naprawdę bliskiej odległości, więc miał szczęście i pecha zarazem. Wprawdzie oberwał mocno, ale za to flara nie zdążyła się jeszcze zapalić, bo są zaprojektowane tak, by rozpalać się dopiero wysoko w powietrzu. Gdyby utkwiła mu w ranie zapalona, mogłoby mu wypalić kawał płuca i teraz wycinano by mu je, razem z przyległościami. – Był tu wcześniej mój ojciec – Fionn odruchowo spojrzał w stronę kwiatów. Już wcześniej domyślałam się, kto mógł je zostawić. – Myślę, że mówił wtedy prawdę, on faktycznie o niczym nie wiedział. Wiesz, w gruncie rzeczy to nie jest zły gość. Rooney miał rację w jednym: po tym numerze, jaki odwaliła matka, naprawdę niewiele mu w życiu zostało. A jak jeszcze dowiedział się, że chcę pracować w akwarium, zamiast przejąć po nim łódkę, to chyba poczuł, że stracił ostatnią rzecz. Że niby zdradziłem jego zaufanie, bo poszedłem pracować z fokami, czyli z czymś, co znowu kojarzyło się z nią. – Przeczesał włosy palcami zdrowej ręki. – Chryste, ależ to wszystko popaprane. Znów nie byłam pewna, jak przekazać, że mi przykro. Nie mogłam go wziąć za rękę, więc w końcu tylko lekko poklepałam go po gipsie. Ktoś wymalował na nim uśmiechniętą fokę. – A jak już przy tym jesteśmy, to zrób nam wszystkim przysługę. Jeśli ci to nie przeszkadza, to weź umów się w końcu z Fergusem do kina, niech się dłużej nie męczy. – Fergus?! – Prawie przewróciłam wazon. – Ten gość za tobą szaleje. – Pierwsze słyszę. – No to raz wystarczy. • • • Jeśli chodziło o Jima Rooneya, to Fionn, bardzo przewidywalnie, miał rację: zarzuty okrucieństwa wobec zwierząt, jakkolwiek nie byłyby lekceważone przez policję, okazały się mało istotne wobec zarzutów o usiłowanie zabójstwa. Za to Aila została oczyszczona ze wszelkich podejrzeń nadzwyczaj szybko: wystarczyło, że moje bynajmniej nie martwe ciało pokazało się na posterunku i zeznało, że rzeczywiście było na tyle głupie, by wypaść z pontonu na środku zatoki. Gdy ją znów zobaczyłam, nie byłam pewna, czy mnie uściska, czy uderzy. Zdecydowała się na to pierwsze, chyba doszła do wniosku, że łatwiej jest kogoś ściskać, niż bić, gdy się płacze jak bóbr. Potem wytarła nos, wybełkotała, że jestem ciężką kretynką, i uściskała mnie znowu. Policja w końcu przebadała też ślady znalezione na piasku, nieopodal ogniska. Krew okazała się kocia. Co do umawiania się z Fergusem to schowałam sobie tę myśl gdzieś w kącie głowy i co jakiś czas wyjmowałam ją stamtąd, podnosiłam do światła i obracałam na różne strony, tak jak robiłam to w dzieciństwie z muszelkami. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że w ogóle mogę rozważać coś takiego, że ktoś taki jak on mógłby być mi bliski i że on sam mógłby tego chcieć. Ale Fionn potrafił obserwować i wyciągać wnioski; miał rację co do mnie i być może miał ją również teraz. Kilka razy złapałam Fergusa na tym, że przyglądał mi się w pracy, a potem, gdy się zorientował, uśmiechał się, bez żadnego powodu, po prostu dlatego, że ja też patrzyłam. Po wyjściu ze szpitala, gdy wciąż jeszcze wzdragałam się na myśl o jedzeniu mięsa, sam zaproponował, że zajrzy ze mną do Vege Kiosku. Pożartował trochę z Sally, jak mógł odpowiadał na jej wścibskie pytania i w końcu zamówił zapiekankę z ziemniaków, a zapytany twierdził, że jest pyszna i że dużo stracił, nie przychodząc tu wcześniej. Sally jak zwykle włożyła koszulkę z obciętymi rękawami, by pochwalić się nowym tatuażem. Goił się ładnie i skóra wokół niego miała prawie normalny kolor. Z miejsca, gdzie siedzieliśmy, widziałam go wyraźnie, nie licząc napisu, ale pamiętałam, co tam jest. Wiedziałam, że za jakiś czas znowu zacznę się wpatrywać w wodę, że będę musiała przekonywać sama siebie, żeby jeszcze przez chwilę zostać w tej skórze. Będę czuła, że zęby chcą się wyostrzyć, że sierść ociera się o ręce od środka. Patrzyłam na człowieka, który siedział przede mną, tak niepodobny do żadnego dzikiego stworzenia, i zastanawiałam się, kiedy i jak mu to wszystko powiem, i dopiero teraz dotarło do mnie, że może jednak w pewnych sprawach przypominał nas bardzo wyraźnie, bo też nigdy się nie skarżył, w każdym razie na nic naprawdę ważnego. Kiedy jednocześnie sięgnęliśmy po coś na stole, nasze ręce na chwilę się zetknęły i były po ludzku ciepłe. ![]() |
To nie do końca tak – zaprotestował Marek. – Neurolink przejmie kontrolę nad twoim mózgiem, kiedy będziesz, na przykład, jadł śniadanie. Czy potrzebna ci do tego jakaś szczególna koncentracja? Albo, kiedy będziesz spał. Z ośmiu godzin, które prześpisz, implant zabierze ci góra godzinę.
więcej »Mefisto powiedział, że to był spisek. Że niby podstępnie zwabiłem tutaj tego diabła i znęcałem się nad nim dla własnej, perwersyjnej przyjemności, a później zabiłem, naruszając traktat o zawieszeniu broni.
więcej »Kiedy nie śpimy, jest niemalże takimi, jakimi byliśmy dawniej. Ale nie znasz dnia ani godziny – znieruchomiejesz sięgając po owoc albo zesztywniejesz w pół kroku – i Świadomość.exe znienacka przestaje działać. Wirus śpiączki dba, żebyśmy nie zaznali ciągłości egzystencji.
więcej »Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 6
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 5
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 4
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 3
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 2
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki
— Jadwiga Hajdo
Jedna drobna wada całego opowiadania- praktycznie od początku wiadomo, że bohaterka to
selkie