Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 września 2023
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Wiatr›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułWiatr
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekgroza / horror

Wiatr

« 1 2 3 4 »
— Dobra, już, dobra! — Sławek klasnął w dłonie. — Kończmy te opowieści o duchach! Kolejka nam stoi, wódka wietrzeje! Nalej mi szybko, Zbyszek, bo zaraz uschnę!
Z nawiązką nadrobili stracony czas, tak że trzeba było otworzyć kolejną butelkę.
—    No, a tak zmieniając temat na trochę weselszy — podjął Sławek — to nie zgadniecie, kogo ostatnio ciągnąłem na holu.
Franek dobrze wiedział, o kogo chodzi, bo słyszał już tę historię od kilku innych osób, ale i tak zapytał:
— Kogo niby?
— Samego posła Pieronka! Stanął mu ten jego mercedes dokładnie na środku drogi z Czarnego Dunajca, a żem jest porządny gość, to się zatrzymałem i mu pomogłem. Kto wie, może wręczą mi za to jakiś medal? Chociaż nie, od tych cholernych złodziei to ja niczego nie chcę…
— A więc i na to przyszła pora — westchnął Franek, częstując się paluszkami.
Po polityce zajęli się blamażem piłkarzy w ostatnim meczu z Łotwą, a następnie przeszli do rosnących cen paliwa, co zaprowadziło ich z powrotem do polityki. Prędko uporali się z kolejną flaszką i w miarę, jak wódki ubywało, Franek nabierał dobrego humoru; zaczęły go nawet śmieszyć dowcipy Zbyszka. Wiatr w nieregularnych podmuchach coraz silniej napierał na dom, tak że momentami zdawało się, że aż drży on w posadach.
Byli w połowie trzeciej butelki, gdy nieoczekiwanie coś im przerwało; od strony korytarza nadleciał głuchy odgłos czegoś uderzającego o drzwi.
— Co to było? — Franek wyprostował się.
Sławek machnął ręką.
— Nic, pewnie po prostu wiatr mocniej przywalił.
— Nie… To były chyba dwa uderzenia, choć w bardzo krótkim odstępie. Jakby pukanie.
— Co ty pieprzysz, Franek? Kogo by niosło w taką pogodę?
— Może po prostu idź i to sprawdź.
Gospodarz pokręcił z niezadowoleniem głową, ale wstał i poszedł sprawdzić, czy rzeczywiście ktoś stoi pod drzwiami. Franek rozsiadł się wygodniej i nadstawił uszu.
— Dobry wieczór — dobiegł go nieco przytłumiony głos Sławka. Tamtego drugiego nie słyszał w ogóle. — W czym mogę pomóc? Że jak? Ale który, ten po Dziubasach? Coś podobnego… Zapraszam do środka, zaraz czegoś poszukam.
Rozległ się odgłos kroków i w kilka sekund później Sławek wprowadził gościa do salonu.
— Niech pani siądzie i się częstuje — rzekł, dostawiając kolejne krzesło. — Ty, Franek, pamiętasz tę starą chałupę po Dziubasach? Chyba z dwadzieścia lat stała pusta, a tu proszę! Właśnie masz przed sobą moją nową sąsiadkę! Niech mnie szlag trafi, jeśli myślałem, że ktoś tam jeszcze zamieszka!
Kobieta usadowiła się na krześle i ze zmysłowością godną największej femme fatale założyła nogę na nogę. Począwszy od kozaków, przez wyzierające z nich pończochy, aż do sięgającego przed kolana płaszcza, cała ubrana była na czarno. Musiała lubić ten kolor, bo podkreślał jej niezwykłą urodę; gęste, czerwone jak płomień włosy nie mogły znaleźć dla siebie lepszego sojusznika. Jej ruchy zdradzały nadzwyczaj rzadko spotykaną swobodę, taką, jaka cechuje tylko ludzi o niedającej się niczym zmącić pewności siebie. Wyglądała na lekko ponad trzydzieści lat, ale w jej piwnych oczach czaiło się coś sugerującego, że może być starsza. Napotkawszy ich przenikliwe spojrzenie, Franek poczuł się nieswojo; jakby kobieta, którą pierwszy raz widział, znała go na tyle dobrze, by móc zaraz rzucić jakąś wyjątkowo nieprzyjemną uwagę na jego temat.
— Bardzo mi miło — przywitała się, nie przedstawiając się jednak z nazwiska. — Panowie, jak widzę, zdziwieni, że ktoś się skusił na ten dom, a niesłusznie, niesłusznie… Dostrzegłam w nim spory potencjał, a mój mąż już się zajmie doprowadzeniem go do odpowiedniego stanu. Bo chyba nie zamierzacie chować widoków, jakie tu macie, tylko dla siebie, co?
Ostatnie słowo przeciągnęła uwodzicielsko.
— Skądże znowu, sam służę pani pomocą — zaofiarował się Sławek, na którym nowa sąsiadka zrobiła spore wrażenie. — Znam się trochę na elektryce i tym podobnych sprawach. Gdybyście tylko czegoś potrzebowali…
— Dziękuję, bardzo pan miły — odparła nieznajoma, prezentując uśmiech, od którego nawet Frankowi zrobiło się gorąco. — Mam szczęście, że już na samym początku trafiam na tak uprzejmych sąsiadów. Wszyscy tu tacy?
Lewy kącik jej czerwonych ust uniósł się lekko, gdy przeniosła na niego spojrzenie.
— Chyba tak — wymamrotał, nie wiedząc, co innego miałby odpowiedzieć.
Coś mu w tej kobiecie nie grało. Być może się mylił, ale zdawało mu się, że w jej głosie cały czas słyszy nonszalancję lub nawet drwinę. Zauważył, że czuje pewien dyskomfort, co go zdziwiło, bo przecież do tej pory nigdy nie był specjalnie wrażliwy na podobne zachowanie; zwyczajnie olewał ludzi, którzy zadzierali przy nim nosa.
Tyle że w jej przypadku chodzi o coś więcej niż zwykłe pozerstwo, uzmysłowił sobie.
Upewnił się, że nie jest to tylko jego wrażenie, zerkając na Zbyszka; mężczyzna siedział, jakby go zamurowało, a jego szeroko otwarte oczy zastygły w bezruchu.
— To pani nietutejsza? — spytał Sławek. — Dziwne, bo pani twarz wydaje mi się znajoma. Może widzieliśmy się gdzieś na mieście?
— Tutejsza, nietutejsza… Chyba nie zamykacie się na ludzi z zewnątrz, co? Bywałam w różnych zakątkach świata, także i tu. Ale minęło sporo czasu, a stare znajomości… Sami wiecie, jak z nimi bywa. Często zwyczajnie obumierają.
Z nowymi bywa tak nawet częściej, pomyślał Franek. Nie była to najserdeczniejsza postawa, ale ta protekcjonalność w słowach i gestach nieznajomej budziła w nim coraz gorsze uczucia. Miał ochotę czym prędzej uwolnić się od towarzystwa tej kobiety.
— Tak czy inaczej — ciągnęła — nie zaliczyliśmy tu udanego startu; pierwsza noc, a my już bez prądu. Mąż próbuje grzebać przy bezpiecznikach, ja zaś pomyślałam, że po prostu podejdę do któregoś z domów i pożyczę świece. A przy okazji poznam nowych sąsiadów.
Przeciągnęła po całej trójce powłóczystym spojrzeniem, zatrzymując je dłużej na Zbyszku.
— Trochę to dziwne. — Sławek rozejrzał się nieporadnie po wszystkich kątach, zapewne zastanawiając się, gdzie trzyma świeczki. — Bo u nas prąd cały czas jest. To chyba nie wina wiatru… Nie chcę straszyć, ale ten remont może państwa kosztować chyba więcej, niż pani myśli. W każdym razie zapraszam w najbliższych dniach na kapkę czegoś mocniejszego. Oczywiście wraz z mężem.
— Z przyjemnością.
— Wybornie! Mnie tymczasem przypomniało się, że chyba w piwnicy mam jakieś świeczki. Da mi pani parę minut i zaraz tu z nimi będę! Franiu, z łaski swojej, skoczyłbyś po drewno, bo nam ogień zaraz całkiem zgaśnie. Zbysiu, tobie powierzam zadanie zabawiania naszego przemiłego gościa.
— Z pewnością damy sobie z panem Zbyszkiem świetnie radę — zapewniła nieznajoma.
Dopiero gdy wstał, Franek poczuł, ile już wypił. Nieco chwiejnym krokiem opuścił salon, narzucił na siebie kurtkę i pstryknął włącznik światła przy drzwiach, aby oświetlić ganek. Na zewnątrz wiatr uderzył w niego z taką siłą, że aż musiał zamknąć oczy i odwrócić głowę.
— Kurwa mać!
Światło lampy wychodziło może dwa, trzy metry poza obręb domu, nie wyławiając z ciemności ani garażu, ani sąsiadującej z nim wiaty na drewno. Aby się do niej dostać, musiał przejść kawałek po pozostawionych wcześniej śladach, a następnie odbić w prawo i zatopić nogi w zupełnie nienaruszonej pokrywie śnieżnej.
I właśnie myśląc o tym, zdał sobie sprawę, że coś mu nie pasuje.
Przyjrzał się jeszcze raz odciskom stóp prowadzącym do domu. Ślad był tylko jeden, pozostawiony przez niego samego. Innego nie dostrzegł.
Z której strony ona tu niby przylazła? — zadał sobie pytanie, wpatrując się w ścieżkę.
Lekko się ociągając, ruszył ku wiacie. Z tego, co kojarzył, chałupa Dziubasów stała nieco poniżej domu Sławka. Ta nowa sąsiadka musiała nadejść z tej samej, co on, strony. Wyciągnął telefon, aby oświetlić sobie drogę, ale na niewiele się to zdało; model należał do dość wiekowych i chyba nie miał nawet funkcji latarki.
Coś jeszcze mu nie pasowało, ale nie mógł tego uchwycić. Chyba chodziło o jakiś szczegół w wyglądzie kobiety…
Tak czy inaczej, babka potrafiła zrobić wrażenie, skoro nawet Zbyszek całkiem zapomniał języka w gębie.
Porzucił na razie te dociekania i odbił w stronę wiaty. Śnieg sięgał tu prawie do kolan, utrudniając poruszanie się.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ryby na niebie
Agnieszka Makowska

16 IX 2023

Założyły kalosze i wyszły. Na mokrej ziemi leżały olchowe liście i patyki, ale nie było nawet dużych odłamanych gałęzi. Nad jeziorem snuła się mgła. Przez kałuże poczłapały na Cypel, skąd miały szerszy widok. Wtedy dopiero zobaczyły pasmo powalonego lasu.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Eksperyment Tasalina
Łukasz Sowa

19 VIII 2023

Dużo uciechy miał Jakub. Biegał za gryzoniami jak opętany, próbując nabijać je na widły, a gawiedź radowała się, biła brawo i skandowała na jego cześć. Wdzięczny mu byłem, bo każda ubita sztuka to mniej czerni na mym imieniu. Pozostawała nadzieja, że potomstwo tychże myszek nie będzie zbyt gadatliwe, szczególnie na mój temat.

więcej »
Kolaż: <a href='mailto:voqo@redakcja.esensja.pl'>Wojciech Gołąbowski</a>

Zelotka
Leon Brand

29 VII 2023

W tym momencie słup dotarł do dna. Przez całą okolicę przetoczył się ryk konstrukcji przyjmujących na siebie falę sejsmiczną. Budynki stęknęły na elastycznych fundamentach. Gdzieś w okolicy strzelił odkształcony metal. A może pękł lód? Teraz już wszyscy na tarasie przerwali rozmowy i patrzyli w napięciu na zastygłą ścianę. Skrzywiłam się, bo nagle zabolała mnie głowa. Jakby hałas wbił mi w uszy potężnego bratnala i niemal natychmiast wyjął. Z trudem ustałam na nogach.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zerwany kwiat
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.