Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 września 2023
w Esensji w Esensjopedii

Anna Robak-Reczek
‹Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Robak-Reczek
TytułWędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz
OpisAnna Robak-Reczek – z urodzenia Dolnoślązaczka, od prawie dwudziestu pięciu lat mieszka w Warszawie. Absolwentka Wydziału Radia i Telewizji w Katowicach. Debiutowała poezją w miesięczniku „Literatura”, najbliższa jest jej jednak proza. Autorka opowiadań i powieści „Zniknięty”, „Odzyskanie”, „Apokalipsy według Joanny”. Wygrała pierwszą edycję Empik Go STORY, a „Grą Luizy” (serial audio i powieść) otworzyła nowy rozdział w swoim literackim życiu.
Gatunekobyczajowa

Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz

1 2 »
Wystarczyło kilka nieznacznych ruchów, i snuła się historia. Młody chwilę patrzył na to, co robi mój towarzysz, a potem, nie odrywając od niego wzroku, wyjął z kangurzej kieszeni bluzy niedużą lalkę. Biedne to stworzenie po przejściach dołączyło nieśmiało do tej, którą trzymał stary. Nie wiem, kto kogo prowadził, ono chłopca, czy on je.

Anna Robak-Reczek

Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz

Wystarczyło kilka nieznacznych ruchów, i snuła się historia. Młody chwilę patrzył na to, co robi mój towarzysz, a potem, nie odrywając od niego wzroku, wyjął z kangurzej kieszeni bluzy niedużą lalkę. Biedne to stworzenie po przejściach dołączyło nieśmiało do tej, którą trzymał stary. Nie wiem, kto kogo prowadził, ono chłopca, czy on je.

Anna Robak-Reczek
‹Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Robak-Reczek
TytułWędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz
OpisAnna Robak-Reczek – z urodzenia Dolnoślązaczka, od prawie dwudziestu pięciu lat mieszka w Warszawie. Absolwentka Wydziału Radia i Telewizji w Katowicach. Debiutowała poezją w miesięczniku „Literatura”, najbliższa jest jej jednak proza. Autorka opowiadań i powieści „Zniknięty”, „Odzyskanie”, „Apokalipsy według Joanny”. Wygrała pierwszą edycję Empik Go STORY, a „Grą Luizy” (serial audio i powieść) otworzyła nowy rozdział w swoim literackim życiu.
Gatunekobyczajowa
Opowiadanie zajęło trzecie miejsce w XIII Konkursie Literackim „O Laur Dziewina”.

Bar był przydrożny, droga lokalna, a parking zastawiony samochodami, noszącymi ślady wielu lat ciężkiej służby w codziennym ludzkim trudzie. Siedzieliśmy przy aluminiowym stoliku na niewygodnych krzesłach, Jeremiasz jadł kiełbasę z wody z musztardą i bułką, a ja próbowałem dojeść fasolkę w pomidorach. Poddałem się jednak i odniosłem prawie pełną miseczkę do bufetu. Zamiast młodego Ukraińca, który obsługiwał nas wcześniej, zobaczyłem tam młodziutką dziewczynę. Miała świeżą bliznę na ręku, a na twarzy trochę rozmazany makijaż, albo tylko nieumiejętnie nałożony.
– Nie smakuje? – spytała obojętnie.
Z zaplecza wyszedł właściciel baru, wycierając dłonie we włosy. Przechodząc obok dziewczyny od niechcenia pogładził ją po pupie. Mógłby swobodnie być jej dziadkiem. Widząc moje spojrzenie wzruszyła ramionami.
– Lepiej on niż rodzony ojciec, nie? – rzuciła.
Wróciłem do stolika. Jeremiasz wytarł swoje grube wargi w serwetkę. Osiemdziesiąt pięć lat skończył już dawno temu, wszystko w nim było stare, tylko te wargi wyglądały jak u młodego satyra.
– Weź no, Michałku, po kawie – zadysponował. – I zapytaj tego dziecka, skąd jest.
Czyli słyszał moją rozmowę z nią, słuch to on miał dobry. Przyniosłem do stolika dwie kawy i informację, że dziewczyna jest z miasteczka Z., dwadzieścia trzy kilometry stąd. Że zostawiła tam dom rodzinny, braci i tatusia, któremu najchętniej urwałaby jaja. Nie wróci, aż starego bracia nie zajebią. Jeremiasz wysłuchał tego, dłubiąc w wyjętej górnej protezie. Na tę okoliczność nawet włożył okulary. Wydawał się skupiony na zębach, ale kiedy proteza wróciła na miejsce, cmoknął i powiedział, że pojedziemy sobie do Z., zobaczymy, co tam słychać.
• • •
Słychać było dużo, bo miasteczko szykowało się na jubileusz – sześćsetlecie miasta wypadało akurat pojutrze i na tę okoliczność pan burmistrz zaplanował wiele atrakcji na sobotę i niedzielę. Ucieszył się nawet, gdy w imieniu nas obu zgłosiłem chęć udziału w wydarzeniu z naszym Wędrownym Teatrem Lalek Jeremium Patajasz. Opowiedziałem o festiwalach, nagrodach i artyście światowego formatu. Umiałem robić wrażenie – dostaliśmy od ręki zgody, a nawet umowę, i już byliśmy jak u siebie. Jeremiasz zainstalował się na ławeczce na skwerku w samym centrum miasteczka i, grzejąc stare kości, wdał się w rozmowy z lokalnymi patriarchami. Wieczorem siedliśmy na stołeczkach przed naszym samochodem przerobionym na domek na kółkach, zaparkowanym na uboczu.
• • •
– Powiem ci, Michałku, że chujnia tu rośnie i grzybnia – zagaił Jeremiasz, artysta wędrowny, pan marionetek i innych lalek, mój mentor i moje przeznaczenie.
– Też tak to widzę, Jeremiaszu. W sklepie słyszałem, że Andżelika z baru to poszła z domu na kurestwo.
Kiwnął głową.
– Jej ojciec pracuje w policji, a wujaszek, też dobry, od smarkacza robi biznesy na pół powiatu – dodał.
– A jedna taka, co chodziła do tej samej szkoły – „I nudziła się pilnując dziecka przy piaskownicy” – dodałem w myślach – to powiedziała mi, w zaufaniu, bo głośno nic, że Andżela się raz przyznała w szkole, czego to tato od niej chce. I że dostała od dyrektorki po pysku, że dobrego człowieka szkaluje.
Jeremiasz palił papierosa, wydmuchując dym przez nos pełen gęstych włosków.
– Księdzu się wyspowiadała, to ją pogonił, że rodzina najświętsza – powiedział zza zasłony z szarych kłębów. – Tak mówił organista.
– A w ogóle miasto czeka, aż wróci z brzuchem i podkulonym ogonem. – Gorzka ślina zebrała mi się w ustach, splunąłem jak najdalej.
Siedzieliśmy, a zmrok się zbliżał.
– Może jest tu jeden sprawiedliwy, co? – spytał Jeremiasz i ciężko podniósł się z krzesła.
Wszedł do naszego domku, a potem kazał sobie podać pudełka i zaczął przygotowywać lalki. Wtedy już wiedziałem, że damy prawdziwe przedstawienie.
Zawsze lubiłem patrzeć, jak brał lalki do ręki. Kiedy go zobaczyłem po raz pierwszy, ponad dwadzieścia lat wcześniej, już był stary. Ale jego ramiona były silne, a dłonie mocne i sprawne. Ja, wtedy ledwie po drugim roku kulturoznawstwa, prowadziłem zajęcia w domu kultury w mieście na końcu kraju. Zaprosiłem Jeremiasza, bo przeczytałem artykuł w gazecie o nim i jego teatrze. O nagrodach, które zdobył, o uznaniu w kraju i za granicą. Spodziewałem się artysty europejskiego formatu. A przyszedł do mnie polski dziad, w wyświechtanej marynarce i wełnianej kamizeli. Byłem zrozpaczony. Aż do jego występu.
Przedstawienie niby było dla dzieci, ale to przede wszystkim rodzice, którzy z nimi przyszli, wychodzili cisi i skupieni. To, co Jeremiasz z nimi, z nami, zrobił – no, pozamiatał. Nie wiedziałem, że w małej salce domu kultury można stworzyć kosmos. Jakby otworzył drzwi do równoległego świata, z którego powrót był bolesny. Byłem jak w gorączce, siedziałem z nim całą noc i gadaliśmy. Ja gadałem, nie zamykały mi się usta. Mówiłem o sztuce, o katharsis. On słuchał mnie, pił moją wódkę i moją herbatę, zagryzał ogórkami, które robiła moja ciocia. I o tych ogórkach powiedział, że to jest dzieło sztuki. Wyciągnąłem z niego tyle, że jeździ z tym teatrem całe życie, domu jako takiego nie ma, rodzina się rozeszła po kościach.
• • •
Dołączyłem do niego i już się nie rozstawaliśmy na dłużej. Czasem opowiadał, jak w latach pięćdziesiątych jeździł z teatrem dla robotników i że to była dobra widownia, co to chciała uczciwej rozrywki. Kiedy go pytałem o festiwale i nagrody, machał tylko ręką. Chętnie opowiadał o kobietach, z którymi miał różne przygody i to on przekonał mnie, że każdy artysta ma powodzenie u wrażliwej płci pięknej. Korzystałem z tego chętnie, jak i z pozostałych jego nauk. Jestem lalkarzem, kuglarzem, artystą wędrownym. Ale nigdy nie posiadłem sztuki wpływania na publiczność tak, jak potrafił to Jeremiasz. On może zrobić z tobą wszystko. I to nie jest figura retoryczna. Nie każde przedstawienie jest takie. Ale jeśli tylko tego chce – robi, co trzeba i dzieje się.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
• • •
Lubię patrzeć, jak bierze lalki do ręki i przygotowuje występ. Jak poprawia je i zmienia. Jak patrzy długo w ich twarze, jak maca ich tułowie, a potem dodaje coś, coś ujmuje i w jego dłoniach rodzi się ktoś nowy. Ktoś, kto spotka się z widzami, kto pójdzie do nich, wywróci im rzeczywistość na drugą stronę.
Najbardziej boję się tego, że kiedyś zostanę z samochodem-domem, z pudłami pełnymi lalek i z samym sobą. I nie wiem, gdzie wtedy pójdę.
• • •
– Dzień dobry, czy to wy macie lalki? – Cieniutki głosik wyrwał mnie z zamyślenia.
Siedzieliśmy przed naszym wozem. Jeremiasz kończył poprawiać lalki, ja próbowałem robić to samo. Podniosłem wzrok i napotkałem ciekawskie oczy.
– Bo on mi nie wierzy. – Dziewczynka kiwnęła głową w stronę chłopca, który nie odrywał spojrzenia od dłoni lalkarza. – I nie chciał przyjść.
– Mama mówi, żeby nie rozmawiać z obcymi dziadami, bo mogą zrobić krzywdę – odezwał się chłopak.
– Każdy przedszkolak to wie – przytaknął Jeremiasz.
Pogardliwe dziewczęce parsknięcie wbiło mnie w krzesło. Zostaliśmy poinformowani, że oboje chodzą do szkoły, do pierwszej i drugiej klasy, są rodzeństwem i, wbrew wszelkim znakom, to chłopiec jest starszy o cały rok i dwa i pół miesiąca.
– To są te lalki? – dociekała mała, wskazując brodą na nasze marionetki i jawajki.
– Lubisz lalki? – zapytałem uprzejmie, ale zabrzmiałem jak fałszywy święty Mikołaj.
– Nie bardzo. Ale on lubi.
Jeremiasz łypnął na chłopaka. Podniósł kolorową postać.
– Masz swoje? – zapytał.
Chłopak otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale tylko wzruszył ramionami. Od mówienia była siostra i nie zawiodła.
– Miał, ale go chłopacy w przedszkolu wyzwały od gendera – poinformowała.
Jeremiasz pokiwał głową i wykonał kilka ruchów lalką. Dziewczynka chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zamilkła. Wystarczyło kilka nieznacznych ruchów, i snuła się historia. Młody chwilę patrzył na to, co robi mój towarzysz, a potem, nie odrywając od niego wzroku, wyjął z kangurzej kieszeni bluzy niedużą lalkę. Biedne to stworzenie po przejściach dołączyło nieśmiało do tej, którą trzymał stary. Nie wiem, kto kogo prowadził, ono chłopca, czy on je. To, co zrobili razem – dziad Jeremiasz, chłopiec i ich lalki, ech, to była opowieść, jak się patrzy. Gdy wrócili z tej wędrówki, ledwie mogliśmy złapać oddech. Chłopaczek miał czerwone policzki i grzywkę przylepioną do czoła, ale jakby przybyło mu wzrostu, tak prosto się trzymał. W oczach jego siostry była duma, o ile umiem oceniać dziewczyńskie spojrzenia.
– Tośmy się ładnie pobawili – powiedział Jeremiasz, gdy dzieciaki czmychnęły. – Trzeba teraz kości rozchodzić.
• • •
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ryby na niebie
Agnieszka Makowska

16 IX 2023

Założyły kalosze i wyszły. Na mokrej ziemi leżały olchowe liście i patyki, ale nie było nawet dużych odłamanych gałęzi. Nad jeziorem snuła się mgła. Przez kałuże poczłapały na Cypel, skąd miały szerszy widok. Wtedy dopiero zobaczyły pasmo powalonego lasu.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Eksperyment Tasalina
Łukasz Sowa

19 VIII 2023

Dużo uciechy miał Jakub. Biegał za gryzoniami jak opętany, próbując nabijać je na widły, a gawiedź radowała się, biła brawo i skandowała na jego cześć. Wdzięczny mu byłem, bo każda ubita sztuka to mniej czerni na mym imieniu. Pozostawała nadzieja, że potomstwo tychże myszek nie będzie zbyt gadatliwe, szczególnie na mój temat.

więcej »
Kolaż: <a href='mailto:voqo@redakcja.esensja.pl'>Wojciech Gołąbowski</a>

Zelotka
Leon Brand

29 VII 2023

W tym momencie słup dotarł do dna. Przez całą okolicę przetoczył się ryk konstrukcji przyjmujących na siebie falę sejsmiczną. Budynki stęknęły na elastycznych fundamentach. Gdzieś w okolicy strzelił odkształcony metal. A może pękł lód? Teraz już wszyscy na tarasie przerwali rozmowy i patrzyli w napięciu na zastygłą ścianę. Skrzywiłam się, bo nagle zabolała mnie głowa. Jakby hałas wbił mi w uszy potężnego bratnala i niemal natychmiast wyjął. Z trudem ustałam na nogach.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezpieczna przestrzeń
— Anna Robak-Reczek

Spotkanie
— Anna Robak-Reczek

Zaufanie
— Anna Robak-Reczek

Czerwcowe
— Anna Robak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.