Odsiecz pseudonima Grog Poderwałem się, by wesprzeć kij w mrowisku i by pospieszyć z odsieczą poglądom Janusza Urbanowicza o wzlocie i upadku fantastyki naukowej.
GrogOdsiecz pseudonimaPoderwałem się, by wesprzeć kij w mrowisku i by pospieszyć z odsieczą poglądom Janusza Urbanowicza o wzlocie i upadku fantastyki naukowej. Może bym tego nie uczynił, gdyby poglądy autora odbiegały od moich, jeżeli rzeczywiście poglądy nikomu nieznanego, kryjącego się pod literkami „Grog” autora, cokolwiek kogo interesują. Dałem im (tzn. moim poglądom na temat de facto upadku fantastyki naukowej) wyraz w artykułach: „Zaklęty krąg”, „Czego fantastyka nie ma”, które dostępne są w archiwalnych wydaniach The Valetz Magazine oraz w pierwszych numerach Esensji w ”Rozmyślaniach nad nauką i fantastyką” i ”Labiryncie wartości literackich”. Przyłączam - dla ciekawych - te felietony do rozgorzałej dyskusji; wtenczas nie wywołały takiego oddźwięku, jak Od „Astronautów” do „Fiaska”, ale widocznie wszystko zależy od tego, kto pisze i kiedy pisze, a także kto i kiedy czyta. Całkowicie podzielam poglądy i diagnozę Janusza Urbanowicza i nieco się dziwię, że trwając przy swoim, odparowując spór publiczny toczony z jego poglądami, tłumaczy się z nich, tonuje je, jakby zamierzał się co najmniej poddać czy z nich wycofać. Co dziwne, nie tyle ma do nich prawo, tak jak mają prawo do odrębnego zdania jego polemiści, ile wyartykułował istniejące w literaturze s-f status quo. Podzielałem i podzielam także poglądy Marka Oramusa, i niektóre Jacka Inglota. Tak, fantastyka generalnie chyli się ku upadkowi, nic w niej science, a tylko fiction, a jeśli nie chyli się, a ewoluuje podług kodu zapisanego w jej gatunkowym genomie, jak uważa Jacek Dukaj, to de facto, podług Stanisława Lema inwoluje, czyli ewoluuje wstecz. Podobnie jak wszystkie niedobitki społeczności ludzkiej po katastrofach nuklearnych w licznych tandetnych filmach okrzyczanych jako s-f. Nic dziwnego, że fantastyka nadal pokutuje w getcie, jak pisze Tomasz Pacyński. Miast czuć się dotkniętym, oburzać się, przekomarzać o wyższości fantasy nad fantastyką naukową, należałoby wziąć byka za rogi i przynajmniej należycie roztrząsnąć tezę o zmierzchu s-f, bo zapobiec procesowi społeczno-mentalnemu się nie podoła. Wyjątki literackie, jakie zdarzają się w fantastyce polskiej i światowej, jak to wyjątki, potwierdzają regułę! (powinno być: sprawdzają - przyp. red.) Ten zmierzch s-f, mam tu na myśli hard s-f, tak jak uściślił to Janusz Urbanowicz, wdając się w polemikę, a rozkwit fantasy, jest faktem, i to faktem mającym podłoże w sferze społecznej i informacyjnej. Nie wytłumaczą tego fenomenu stadia ewolucji (tfu, inwolucji) poprzez Nową Falę, cyber- i postcyberpunk, cyberprzestrzeń do gatunku X. Owe X to x, stawianie krzyżyka! Dlaczego? Wesprę tezy autora.Unifikacja, masowość. Powszechnie dostępne produkty, zmienne produkty, niewielki wybór, szybko spożywane, przeżute i wydalone, zapomniane, do następnego głodu. Kto jak kto, ale to producenci wszelkimi mediami lansują, co człowiekowi jest potrzebne. Jaki proszek do prania, pasta do zębów, czym jeździć, jaki samochód najlepszy, co jeść, w co się ubrać, jak kochać, jaki serial obejrzeć, kogo podglądać, gdzie wziąć kredyt, co modne w kinach i co czytać! Gdziekolwiek rzucisz okiem, cokolwiek usłyszysz, a zaraz wiesz, co Tobie potrzeba. Człowieku, sam o tym nie wiedziałeś, a popatrz, On, Producent, wie, co jest Tobie potrzebne! I wciska Ci kit, jakby był twą wyrocznią, aniołem stróżem. I wydawca jako producent wie, co potrzebne jest czytelnikowi fantastyki. Fantasy! Nie fantastyka naukowa. Podsuwa czytelnikowi fantasy, bowiem jest ona lekka do strawienia, a hard s-f czytelnik nie strawi. A co, będzie wciskał czytelnikowi tę drugą i świecił oczami, że to dobre, co będzie narażał dobre imię i markę wydawnictwa. Bodajże jedna osoba na dziesięć tysięcy ma wykształcenie wyższe, a ile spośród tego odsetka niewielka część zna się na współczesnych naukach ścisłych powyżej szkoły średniej - prawie żaden. Widać więc, że prawdopodobieństwo zbytu na fantasy jest równe prawie jedności, a na twardą s-f prawie żadne! Wydawca nie jest instytucją charytatywną, liczy, ile zarobi i co będzie miał do garnka włożyć. Na fantasy zarobi, na hard s-f straci. To dlatego wydawca doskonale trafia w gust czytelnika, w gust owych 9 999 na dziesięć tysięcy i jeszcze kawałka tego jednego! To czytelnik masowy, zunifikowany, urobiony mediami na modłę idealnego konsumenta! Magiczne myślenie, cudowności, inicjacja, Wyprawa, odróżnianie dobra od zła - to mityczne atrybuty uduchowionego człowieka od zarania jego dziejów. Nabywana wiedza wyższa (ścisła bądź nie) traktowana jest dziś instrumentalnie, jako środek na karierę i sukces, a nie autotelicznie, sama dla siebie. Współczesne średniowiecze. Gdyby nie zaistniał okres rozwoju naukowego i technicznego, to sądzę, że fenomen fantastyki naukowej nigdy by nawet nie zaistniał. Zaistniałaby i zapanowała wyłącznie fantasy. Łatwiejsza w przyswajaniu, bowiem bliższa doświadczeniu i duchowi czytelnika i nic dziwnego, że się podoba, że na nią czytelnik głosuje portfelem. Dziś fantastyka utożsamiana jest z fantasy!!! A powieść fantastyczno-naukowa w mocnym wydaniu? Co to jest? To już prawie zamierzchła historia. Sprzyjają temu autorzy, tacy którzy idą z falą, czyli autorzy wydawani, pisarze. Tacy, którzy piszą pod gust czytelnika, którzy podchodzą do swej pracy komercyjnie, jak rzemieślnik, który pracą zarabia na życie. Zgoda, pseudo-średniowieczny świat fantasy wymaga od autora wiedzy o średniowieczu. Ale tę wiedzę można posiąść przecież z ksiąg, toteż łatwiej jest fantasy napisać. A hard s-f nie dość, że wymaga znajomości nauk, zwłaszcza ścisłych, to nie ma komfortu posiadania wiedzy o przyszłości; można alternatywne światy s-f jedynie antycypować. Jest więc trudniejsza w pisaniu i odsetek autorów ją tworzących jest znikomy. A nawet gdyby był wyższy, to i tak ich utwory nie znajdą wydawcy, z powodów czysto komercyjnych. Po co więc pisać mocną fantastykę naukową? Nawet jeśli autor taki nadąża za współczesną nauką, jeśli potrafi wiązać jej dziedziny i antycypować trendy, to i tak nie zostanie zrozumiany, ani przez wydawcę (i odrzucony), ani tym bardziej przez czytelnika (bo to dzieło na rynku się nie objawi). Nie widzę, poza kilkoma autorami hard s-f na świecie i kilkoma w Polsce, by tacy autorzy pracą zarabiali. Raczej piszą dla przyjemności, bowiem mają coś do powiedzenia. Ale zarówno w hard s-f, jak i w fantasy, są interakcje międzyludzkie. Człowiek jest w centrum zainteresowania, bez względu na to, czy w świecie przygód i namiętności pseudo-średniowiecznych, czy w świecie przygód i namiętności „w kosmosie”. Zarówno w powieści fikcją jest skok hiperprzestrzenny, jak i znak Aard, zarówno blaster jak i łuk. Nawet cyberprzestrzeń, z ukoronowaniem w Matrixie, jest fikcyjna. Przychylam się do tezy polemistów, że autorem się rzeczywiście jest, a najczęściej się nim bywa, jeśli się chwyta za tworzeniem światów hard s-f. Pisarzem się zostaje, przynajmniej łatwiej nim zostać, gdy autor się ima kreowania światów fantasy. Gusty czytelnicze, pisarze, wydawcy - to sito, przez które na rynek wysypuje się dziś głównie fantasy. I dziwić się, że niektórzy autorzy wychodzą na rynek nakładem własnym? Dwie dygresje: Pierwsza, to przypadek sprawnej językowo, fabularnie, z rzetelnym podkładem naukowym wciągającej, pisanej pod czytelnika powieści, która, gdyby została wydana, mogłaby osiągnąć określony sukces rynkowy. Z wypowiedzi autora wynika, że żadne wydawnictwo nie jest zainteresowane jej wydaniem. Dlaczego? Prawdopodobną przyczyną niepowodzenia jest konwencja; nie jest sensu stricto fantasy, ale mieszanka gatunków, no i autor na rynku nieznany. Który z wydawców zaryzykuje wpadkę? Druga to dzieło ciężkie językowo, trudne, bez wyraźnej fabuły, hard s-f w którejś tam potędze, powieść naukowa. Autor nikomu nie znany, na rynku nigdy się nie objawi, bowiem nie schyla się do poziomu czytelnika, pisze jakby dla siebie. Z wywiadu wynika, że jego dzieło się wydawcom albo nie podoba, albo jest przez nich nierozumiane. Taki z pewnością nigdy wydawcy nie znajdzie, bo który zaryzykuje stratę? Dwie przypowieści (prawdziwe) podsłuchane w księgarni: Dziewczyna przez telefon: „Słuchaj, mam Sapkowski poleca. Mówię ci, wspaniała rzecz! Boże, jak ja na to czekałam!” Mężczyzna w średnim wieku: „Ma pan coś z fantastyki?” ? Tak, Sapkowski. „Nie, chciałem coś z fantastyki naukowej.” Baxter. „Nie, to nie naukowe”. Zniża głos: „Chciałbym coś w stylu Lema.” Przykro mi. Oto jak i kto głosuje portfelem na fantasy, a jak i kto chciałby głosować portfelem na hard s-f. Także ja, wychowany na literaturze, na fantastyce, jako jej wielbiciel i czytelnik, głosuję portfelem na to, co chcę czytać i co się mnie podoba: hard s-f w stylu Lema. Nie kupuję dzisiejszej fantastyki! Wolę książkę popularnonaukową, która stała się dla mnie erzatzem prawdziwej s-f. Właśnie dlatego nie kupuję fantastyki, bo podupadła. Nie ma generalnie s-f, jest fantasy. Nie czytałem Sapkowskiego, Kresa, Brzezińskiej i tej całej zachodniej papki. Strawiłem dwa tomy Tolkiena, przy trzecim nie zdzierżyłem, ale chwalę sobie „Czarnoksiężnika z Archipelagu”. Wojny gwiezdne, Star Trek? Tandeta, dla mnie nie istnieją. Nic z obecnej fantastyki mnie się nie podoba! Fantasy? Wolę mity i religie, bądź baśnie. No, mogę jeszcze czytać ostatnie utwory Jacka Dukaja, i Grega Egana. Tchną oryginalnością, ujęciem tematu, pomysłem; to proza, którą się czyta myśląc. Dla mnie autor fantasy nadaje na innej zupełnie fali. Nagrody? Żadnej z przyznanych polskim autorom prawie bym nie przyznał (mam wyjątki!), i nigdy w głosowaniach udziału brać nie będę. CyberJoly Drim nie byłem w stanie strawić, aczkolwiek nie obca jest mi kultura internautów, a nader mocno dziwię się zachwytem głosujących na to opowiadanko. Nie tknę nawet „Sherwoodu” Tomasza Pacyńskiego; zbyt mocne skojarzenia z Robin Hoodem. Taki już jestem mocną science-fiction zboczony dziwak. Bo hard s-f, z wyjątkami potwierdzającymi tezę Janusza Urbanowicza, upadła. Bez względu na przyczyny, jakie się do jej upadku przyłożyły. A żal, że zanika. Wydałbym na nią może i majątek! 25.V.2001 ![]() 1 czerwca 2001 |
Jak co roku proponuję chwilę zadumy nad stratami, jakie poniosła w 2022 roku szeroko pojęta popkultura. Dziś miesiące październik-grudzień.
więcej »Jak co roku proponuję chwilę zadumy nad stratami, jakie poniosła w 2022 roku szeroko pojęta popkultura. Dziś miesiące lipiec-wrzesień.
więcej »Jak co roku proponuję chwilę zadumy nad stratami, jakie poniosła w 2022 roku szeroko pojęta popkultura. Dziś miesiące kwiecień-czerwiec.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński