Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 października 2023
w Esensji w Esensjopedii

Politycznie poprawne poprawianie

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Michał Hernes

Politycznie poprawne poprawianie

Jawaharlal Nehru, premier Indii</br>Fot. schema-root.org
Jawaharlal Nehru, premier Indii
Fot. schema-root.org
Oryginał był podzielony na kilka tematycznych sekcji: „India Emergence”, „And Independent Policy”, „Opposition to Military Pacts”, „Panchsheel and Co-Exsitence”, „Forgein Possessions in India”, „People of Indian Orgin Abroad”, „Commonwealth”, „United Nations”, „Cold War and Disarmament”, „Personnel and Publiticy, „Asia and Africa”, „Europe” i „USA”. Trzy ostatnie dzieliły się na mniejsze części, w których opisano poszczególne państwa w kolejności alfabetycznej. Przemówienia ułożono natomiast chronologicznie. Rzecz jasna, zupełnie inaczej wyglądał format radzieckiego odpowiednika – 52 teksty (z czego 39 z oryginału) podano w kolejności od najstarszego do najmłodszego. Chodzi między innymi o pozycje poświęcone byciu w opozycji do wszelkich wojskowych układów. Nie było za to absolutnie nic o korzeniach Hindusów czy Brytyjskiej Wspólnocie Narodów. Jeśli zaś chodzi o Europę, to opisano tylko tę Wschodnią, bez uwzględnienia Zachodniej. Zabrakło też przemówień ze Stanów Zjednoczonych, choć pojawiło się jedno z Kuby i, rzecz jasna, zawierało w sobie antyamerykańskie treści. Zdarzało się także, że w czasie żmudnego procesu tłumaczenia trzy zupełnie różne przemówienia połączono w jedną przemowę. Tytuły wielu tekstów nie wykazują natomiast żadnego podobieństwa do tych z oryginalnej wersji. W książce „The Red Pencil: Artists, Scholars, and Censors in the USSR”, z której wziąłem powyższe przykłady, świetnie opisano mechanizmy manipulowania tekstem i wyrywania słów z kontekstu. Pokazano na przykład, jak można sprawić, ze dane słowo będzie miało pozytywny bądź negatywny wydźwięk. Na pierwszy rzut oka może co prawda wyglądać tak samo, ale mieć zupełnie inne znaczenie. Czasami wszystko zmieniał dodany lub wykreślony cudzysłów. W nowym ujęciu „demokracja” oznacza pseudodemokrację, zaś „lider” fałszywego bądź samozwańczego lidera. Rzecz jasna, to jedynie drobna namiastka tego, co wówczas wyprawiano. Do opisania wszystkich podobnych precedensów mogłoby nie starczyć czasu. Zamiast tego lepiej przyjrzeć się, jakie zmiany wprowadzano w polskich tekstach.
Powrót do Polski
pomnik Leona Schillera w sąsiedztwie Teatru Polskiego w Warszawie</br>Fot. Wikipedia
pomnik Leona Schillera w sąsiedztwie Teatru Polskiego w Warszawie
Fot. Wikipedia
W latach pięćdziesiątych XX wieku władza chciała za wszelką cenę mieć ścisłą kontrolę nad życiem kulturalnym w naszym kraju. Funkcję nadzorującą pełniły resorty informacji i propagandy oraz kultury i sztuki. W pewnym momencie wpadnięto na pomysł, by rozpocząć proces „poprawiania” dzieł narodowych wieszczów za pomocą dopisywania na przykład nowych zakończeń. Na celowniku władz znalazły się między innymi dwa utwory Zygmunta Krasińskiego – „Nie-Boska komedia” i „Irydion”, ale na szczęście skończyło się tylko na planach. Inaczej wyglądała sprawa w teatrze, w czym przodował przede wszystkim wybitny reżyser Leon Schiller. W 1948 roku wziął on udział w poświęconej „Dziadom” konferencji w Belwederze, w której uczestniczył także sam Bolesław Bierut. – Schiller uważał, że „Dziady” to dramat fragmentaryczny, gdzie można przestawiać pewne fragmenty, żeby coś jeszcze dodać – mówił po dwudziestu latach Mieczysław Jastrun. Chciano w ten sposób złagodzić antycarskie akcenty. Schiller twierdził, „że łatwo zrobić taką scenę, gdzie Mickiewicz w Mediolanie w 1848 roku przemawia do tłumu, lub ukazać salon księżnej Wołkońskiej, gdzie zbiorą się dekabryści i mogą się wypowiedzieć szerzej niż w salonie warszawskim”. Zaproponowano też wprowadzenie do „Dziadów” postaci Puszkina, który komentowałby niewygodne passusy autorstwa Mickiewicza. Zdaniem Schillera takie zmiany to żaden problem, bo budowa dramatu romantycznego jest dość luźna. Borejsza chciał natomiast, żeby miejscem akcji był rosyjski salon, będący zarazem tłem dla rozpraw dekabrystów. Jastrun nie zamierzał się zgodzić na sugerowane korekty, natomiast całkiem niespodziewanie poparł go Bierut. Swoją drogą, kto by przypuszczał, że „Dziady” zostaną uratowane właśnie za jego sprawą? Dzięki niemu nie zbezczeszczono klasyki, co wcześniej wielokrotnie zdarzało się Schillerowi robić. Wypaczył chociażby sens jednego z najsłynniejszych dzieł Bertolda Brechta, czyli „Opery za trzy grosze”. Przygotowując się do warszawskiej inscenizacji w rok po niemieckiej prapremierze, zadbał, by wyostrzono społeczny wydźwięk tej atakującej burżuazję sztuki. Skutek był taki, że prasa krytykowała spektakl za bolszewicko-żydowskiego ducha, nazywano go też dzikim eksperymentem naszych żałosnych Piscatorów i wręcz antybrytyjską prowokacją. Jakby tego było mało, ocenzurowania spektaklu chciał Wydział Bezpieczeństwa Komisariatu Rządu, który naciskał, by policjanci nie nosili w sztuce mundurów, bo w dramacie byli skorumpowani. Sytuację skomentował Antoni Słonimski na łamach „Wiadomości Literackich”: „Podobno nie wypada, aby policja mundurowa brała na scenie łapówki. Ale czy wypada, aby to robiła policja cywilna? Publiczność mogła dotąd sądzić, że angielscy policjanci są przekupni, obecnie sądzić będzie, że policja w ogóle bierze łapówki. Po co cenzura wtrącała swoje trzy grosze?”. Ostatecznie sztuka zeszła z afisza, natomiast dyrektor Teatru Polskiego zakończył współpracę z Schillerem. „Śmiała i głośna inscenizacja Schillera” – pisał Edward Krasiński – „sprawiła Szyfmanowi niemało kłopotów, przyniosła straty finansowe, moralne i polityczne. Część publiczności opuszczała teatr przed końcem przedstawienia, ingerowała cenzura, krytycy (…) protestowali przeciw nowym obrzydliwościom na scenie, sadyzmowi, naturalistycznej jaskrawości, suterenowemu i złodziejskiemu żargonowi, trywialnej muzyce”. Gazety kpiły sobie, że dyrektor teatru powinien wypożyczać autora tego zamieszania skrajnym marksistom, żeby organizował im antypaństwowe i przeciwburżuazyjne masówki.
Scena z „Opery za trzy grosze” Brechta, wystawionej w 1929 roku w Teatrze Polskim przez Leona Schillera</br>Fot. Muzeum Teatralne/ www.teatry.art.pl
Scena z „Opery za trzy grosze” Brechta, wystawionej w 1929 roku w Teatrze Polskim przez Leona Schillera
Fot. Muzeum Teatralne/ www.teatry.art.pl
Kontrowersje wywoływały już wcześniejsze jego inscenizacje. O postaci wielebnego Olivariusza z Szekspirowskiego „Jak wam się podoba” z 1925 roku prasa pisała, że to „obrzydliwa karykatura katolickiego kapłana, parodiująca po bolszewicku obrzędy naszego kultu” i „przypuszczamy, że prezydium miasta postara się o odbolszewiczenie tej sceny”. Rok później Schiller wystawił „Nie-Boską komedię”, w której trzeciej części nędzarze skandowali przez dwadzieścia minut: „Chleba! Chleba!” W oryginale było to tylko pół linijki tekstu. U Schillera przywódcami obozu rewolucji byli radzieccy komisarze, pojawił się też tłum zbuntowanych robotników. Frapującą anegdotę odnośnie Schillerowskiej „Nie-Boskiej komedii” przytoczyła w jednym z wywiadów Anna Kuligowska-Korzeniewska, która specjalizuje się w historii teatru: „w zakończeniu łódzkiego przedstawienia reżyser usunął finalną kwestię Pankracego »Galilaee, vicisti!«. Oznaczało to, oczywiście, że wodza rewolucji nie oślepiła wizja przychodzącego na sąd Chrystusa, lecz zmarł śmiercią naturalną. Na to właśnie nie chciały się zgodzić – o dziwo! – socjalistyczne władze Łodzi, uznając, iż skoro łożą pieniądze na Teatr Miejski, to utwory powinny być wystawiane tak, jak zostały napisane. Trzydziestotrzyletni Grzegorz Cichowicz spotkał się wówczas w kawiarni Grand Hotelu z przeszło pięćdziesięcioletnim reżyserem, (…) a ten potulnie zgodził się na przywrócenie ostatnich słów Pankracego”. To niesamowite, że często dochodziło do takich właśnie paradoksów i wielokrotnie władza musiała tonować zapędy słynnego reżysera.
Współczesne poprawianie
Spektakl teatru Biuro Podróży pt. „Świniopolis” w Teheranie</br>Fot. www.e-teatr.pl
Spektakl teatru Biuro Podróży pt. „Świniopolis” w Teheranie
Fot. www.e-teatr.pl
A skoro już o paradoksach mowa – są na tym świecie miejsca, gdzie od cenzury politycznej ważniejsza jest cenzura religijna. Swoją drogą, należy się poważnie zastanowić, czy nie stanie się ona w przyszłości groźniejsza od tej pierwszej. Szczególnie w państwach arabskich, gdzie nie brakuje przecież fanatyków i fundamentalistów. Nie wolno jednocześnie zapominać o tym, że w niektórych krajach religijni fundamentaliści mają bardzo dużo do powiedzenia, także w polityce. Dobitnie pokazały to ostatnie wybory prezydenckie w Iranie, w którym z cenzurą zetknął się poznański teatr Biuro Podróży. Jego członkowie wyjechali do Teheranu, gdzie na jednym z festiwali wystawili swój spektakl „Świniopolis”, inspirowany „Folwarkiem zwierzęcym” George′a Orwella. Wcześniej musieli jednak zrobić próbę dla cenzorów. – Podobnie jak w czasach sprzed przełomu trafili się nam mniej i bardziej życzliwi cenzorzy – wspomina Paweł Szkotak. W spektaklu trzeba było zmienić kilka rzeczy ze względu na różnice kulturowe. – Wiadomo, że kobiety musiały nosić chusty. Poza tym nie zapominajmy, że świnie to dla mieszkańców Iranu zwierzęta nieczyste. W naszej kulturze małe świnki więzione przez grupę dużych świń i prowadzone przez nich na rzeź budzą współczucie, ale w Iranie jest inaczej – dodaje. W tej sytuacji padła propozycja, żeby zamienić je na owce, ale autorzy sztuki na to nie pozwolili. Wykreślić musieli za to kwestię, która brzmiała mniej więcej następująco: „Na początku był człowiek, który stworzył świnie”. To nie mogło przejść z przyczyn religijnych. – Dla Irańczyków było nie do zaakceptowania, że człowiek mógł je stworzyć. Stwórcą jest przecież Bóg – tłumaczy Szkotak. Najbardziej zaskoczyło go, że za obrazoburczą nie została uznana chusta na świńskim nosie. Równocześnie podkreślił, że nie spotkał się z żadnymi naciskami ze strony politycznej. Mimo wszystko w państwie, gdzie polityka wręcz przenika się z religią, nie jest to wcale takie oczywiste. Członek teatru Biuro Podróży przypomniał jednak o pewnej dość istotnej sprawie: – Nie zapominajmy, że teatr rządzi się metaforą i obrazem. To wymyka się cenzurze.
Z drugiej strony niewykluczone, że za kilkadziesiąt lat przedmiotem badań historyków będą nie cenzury i ingerencje polityczne, ale właśnie religijne. Albo jedne i drugie.
Sztuka wyboru
Fot. archiwum Państwowego Centrum Teatralnego im. Łesia Kurbasa w Kijowie </br>Fot. www.e-teatr.pl
Fot. archiwum Państwowego Centrum Teatralnego im. Łesia Kurbasa w Kijowie
Fot. www.e-teatr.pl
Powyższe przykłady dobitnie pokazują, że ludzka wyobraźnia nie zna granic. Mimo wszystko osoby, które odpowiadały za te często absurdalne zmiany, żyły w trudnych czasach i wielokrotnie musiały iść na kompromisy. Z tego powodu trudno dziś o ich jednoznaczne oceny. Ukraiński reżyser Łeś Kurbas został co prawda skazany na karę śmierci za antyradziecką działalność, ale kilka razy się ugiął. Swój najsłynniejszy teatr Berezil założył w 1922 roku, kiedy to Ukrainę włączono do ZSRR jako republikę. Mieszane uczucia wywołał wystawiony przez niego „Gaz” na podstawie dramatu Georga Kaisera. W Związku Radzieckim jedni uznali krytycznie, że sztuka broniła humanizmu, inni zaś, że była swoistym przełomem w tworzeniu teatru proletariackiego. Ukrainiec zmienił trochę zakończenie spektaklu, którego przesłaniem była pierwotnie wiara w postęp i twórcze nastawienie do techniki. W finale „Gazu” budowano maszynę z ludzkich ciał, które ułożyły się w piramidę. Wspinał się po niej główny bohater, który przemówił z jej szczytu, a następnie z niego skoczył. Skutek był taki, że piramida się rozsypywała. Równie łatwo sporo osób rozwaliło wiele klasycznych dzieł pisarzy takich jak Miller, Hemingway czy Twain. Na szczęście pozostały oryginały.
koniec
« 1 2
17 października 2008
Bibliografia:

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Stoi w skansenie lokomotywa...<br/>Fot. Wojciech Gołąbowski

Miejsca, które warto odwiedzić: Kiedy para - buch!
Wojciech Gołąbowski

17 IX 2023

Jadąc na południe popularną „zakopianką” (ale można też wybrać inną, bardziej malowniczą i mniej zakorkowaną trasę) za tunelem w pobliżu Skomielnej Białej oraz za węzłem obok Rabki Zdroju przejeżdżamy wiaduktem nad Skansenem Taboru Kolejowego w Chabówce. A może zwolnić, zjechać z drogi szybkiego ruchu i spojrzeć na to miejsce z bliska?

więcej »
Gustowna furtka<br/>Fot. Wojciech Gołabowski

Miejsca, które warto odwiedzić: Ochorowiczówka ma młodsze rodzeństwo!
Wojciech Gołąbowski

26 VIII 2023

Nie jestem tylko pewien, czy to braciszek – bo muzeum, czy siostrzyczka – bo ulica Przykopa 25. Pewne jest natomiast, że mieści się w Cieszynie i jest – jeśli nie najmłodszym – to jednym z najmłodszych miejsc, które zdecydowanie warto odwiedzić podczas wakacyjnych wędrówek: otwarte zostało drugiego lipca 2023 roku.

więcej »

Fotorelacja z wystawy obrazów Tadeusza Baranowskiego
Marcin Osuch

3 VIII 2023

Prezentujemy fotografie z wystawy „Tadeusz Baranowski. Malarstwo” w warszawskiej Galerii DAP.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

„Interstellar” jak marmolada pomarańczowa
— Michał Hernes

Tina, królowa talk show
— Michał Hernes

„Operetka” jest naga
— Michał Hernes

Grzech nie zobaczyć
— Michał Hernes

Klęska „Baala”
— Michał Hernes

Bluesowa trylogia
— Michał Hernes

Masz talent?
— Michał Hernes

Sens życia według Cohena
— Michał Hernes

Tysiące pojedynczych słów
— Michał Hernes

Kur…, to nie ten koncert!
— Michał Hernes

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.