WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | S.M.E.R.F. |
Cykl | Polcon |
Miejsce | Łódź |
Od | 27 sierpnia 2009 |
Do | 30 sierpnia 2009 |
WWW | Strona |
Polcon 2009: Jedenaście razy MisiekNa Polconie 2009 aż jedenaście punktów programu przygotował niezmordowany Michał Cholewa, zwany Miśkiem. Osiem punktów zrobił Jakub Ćwiek, a siedem – Marcin Przybyłek. Oprócz tego nastąpiła inwazja miłośników „Gwiezdnych wojen”, byli goście zagraniczni, a dla miłośników fantastyki pozaliterackiej wynajęto całą halę sportową, żeby mogli spokojnie grać na przykład w „Palce w pralce”. Jednym słowem – bardzo udany konwent.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyPolcon 2009: Jedenaście razy MisiekNa Polconie 2009 aż jedenaście punktów programu przygotował niezmordowany Michał Cholewa, zwany Miśkiem. Osiem punktów zrobił Jakub Ćwiek, a siedem – Marcin Przybyłek. Oprócz tego nastąpiła inwazja miłośników „Gwiezdnych wojen”, byli goście zagraniczni, a dla miłośników fantastyki pozaliterackiej wynajęto całą halę sportową, żeby mogli spokojnie grać na przykład w „Palce w pralce”. Jednym słowem – bardzo udany konwent. ‹Polcon 2009›![]()
Wrażenia ogólne oraz ciekawostki Zaczęło się jak zwykle w czwartek. Najpierw trzeba było karnie odstać swoje w gigantycznej kolejce, ale zaprawieni w nie takich bojach fani znieśli to nieźle. Osoby, które dostatecznie wcześnie wpłaciły akredytację, były nagradzane białymi parasolkami reklamującymi jednego ze sponsorów, pierwsze pół tysiąca uczestników dostało też tomiki zawierające nominowane do nagrody Zajdla opowiadania i fragmenty powieści. Pokazowy egzemplarz tomika stał oparty o urnę do głosowania i niektóre mniej zorientowane osoby chciały go kupić. Ela i Szaman litościwie zrobili listę rezerwową, na wypadek, gdyby ktoś zrezygnował ze swojego egzemplarza, co czasami się zdarza w przypadku par lub małżeństw. A później, że tak zacytuję pewnego wiedźmina, jak zwykle było niezwykle. Czterocyfrowa liczba fanów kłębiła się w budynku Politechniki zwanym Lodexem oraz w hali MOSiR, gdzie oprócz gier wszelkiego rodzaju odbywały się Targi Fantastyki. Miłym akcentem były nadmuchiwane miecze świetlne, które w prezencie dostawali wszyscy odwiedzający salę. Na trawniku przed Lodexem, w sąsiedztwie konwentowego ogródka piwnego, odbywały się potem improwizowane walki na tę broń. Dużą zaletą Polconu 2009 był program: nie tylko obfitujący w atrakcje, ale też bardzo stabilny: ja osobiście nie zauważyłam - poza Galą Zajdlową - żadnych odwołanych lub przeniesionych punktów programu; jedyna zmiana została jeszcze przed rozpoczęciem konwentu naniesiona do informatorów w postaci nalepek w odpowiednich miejscach tabelki z programem – pomysł pracochłonny, lecz zdecydowanie wart upowszechnienia. Z punktu widzenia uczestnika biorącego udział tylko w filmowo-literackiej części programu i nie korzystającego z noclegów Polcon’09 śmiało można nazwać udanym. Wiele niedociągnięć organizacyjnych było maskowanych dzięki wytężonej pracy ludzi, jednak pozałódzka część ekipy zirytowana brakiem wsparcia ze strony głównego koordynatora demonstracyjnie chodziła w koszulkach z napisem „Nie mogę ci pomóc, jestem orgiem”; wydali także Antyinformator PolClownowy (bardzo porządnie wykonany, z półtwardą kolorową okładką) zawierający parodie wszystkich działów prawdziwego informatora: poprzekręcane nazwiska i pseudonimy całej ekipy organizacyjnej, alternatywny grafik programu (zawierający punkty w rodzaju „Od 10:00 do 17:00 – Przybyłek”, „Tu ma być gość zagraniczny, czy ktoś do niego napisał?” albo „Wstawcie jeszcze coś Ćwieka”), parodie reklam, mapki i tak dalej. Nie sparodiowano tylko umieszczonego w prawdziwym informatorze opowiadania, choć gdyby PolClownowcy mieli więcej czasu, to pewnie i tym by się zajęli. Koszulek organizacyjnych było zresztą więcej: kilka różnych grup miłośników „Gwiezdnych wojen” miało swoje (łódzcy fani z pomysłowym logo opartym na motywie herbu miasta), tolkienowcy, nocarze, a także członkowie klubu maskulinistycznego PFUJ (Precz Fstrętnym, Uciążliwym Jędzom1)) i feministycznego A-Fe. Natomiast mężczyźni w kamizelkach demonstrowali swą pogardę wobec rygorów mody żółtymi znaczkami z napisem „Legion Dziady”. Gala zajdlowa Gala zajdlowa została przeniesiona do zupełnie innego budynku zaledwie kilka godzin przed rozpoczęciem, na co niektórzy pomstowali, ale w ostatecznym rozrachunku chyba wyszli na tym lepiej: aula z pięknymi, starymi pulpitami z litego drewna była obszerniejsza od największej sali w Lodeksie, a mimo tego i tak nie dla wszystkich wystarczyło miejsc. Na początku uroczystości (oczywiście po tradycyjnych podziękowaniach dla sponsorów) pokazano bardzo przyzwoicie dźwiękowo i zdjęciowo zrealizowany film krótkometrażowy „Tam i z powrotem”, oparty na opowiadaniu Janusza Zajdla. Opowiadał o nieuleczalnie chorym mężczyźnie, który każe się zamrozić, by przetrwać do czasów, kiedy będzie mógł zostać wykurowany. Zamiast Lecha Olczaka, który robił to przez wiele Polconów, statystyki głosowania przeczytała Justyna Fruń, po czym nagrody otrzymali Anna Kańtoch (za opowiadanie) i Rafał Kosik (za powieść). Na slajdach pokazujących tytuły i okładki utworów nominowanych do Zajdla występowały literówki (np. „Zdrada” zamiast „Zadra””), co osobiście uważam za zabawny szczegół, choć oczywiście przed ewentualnymi przedstawicielami sponsorów lepiej wypadać profesjonalnie. Konkursy Blok konkursowy liczył 19 punktów, od konkursów tak specjalistycznych, jak wiedza o serialu „Firefly” albo cyklu powieściowym „Gamedec” po bardziej ogólne: literacki, tolkienowski, starwarsowy, o statkach czy dość tajemniczo brzmiący „fantastyczno-XVII-wieczny”. Udział wzięłam w trzech. „Konkurs Hobbesowo-Zuziowy i odwrotnie” prowadzony przez Michała „Miśka” Cholewę i Magdę Hylę był pomyślany dość ciekawie, z zadaniami sprawnościowymi takimi, jak wykonanie rysunku (Nowy Jork atakowany przez tyranozaury w F-16 rządzi!) lub skomponowanie calvinowej kanapki, ale w części testowej pytania miały wyśrubowany poziom trudności – kto dokładnie pamięta, czy Calvin odpowiedział „nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, gdyż obraża ono moje uczucia religijne” na pytanie o 2 + 4 czy o 3 x 7? Poza tym zmuszanie uczestników do oceniania się nawzajem wydaje mi się dość… nieetyczne. Konkurs starwarsowy Jacka „Spidera” Strzyża dotyczył tylko informacji pochodzących z filmów, a nie z hektarów książek i kilobajtów gier komputerowych – to zaliczam mu na plus. Na minus wychodzi spóźnienie prowadzącego i jego niepewność w kwestii niektórych odpowiedzi – po krótkim sporze o numer zgniatarki śmieci, w której uwięzieni byli bohaterowie, przyznał, że… spisał go ze słuchu. Use the Google, Luke! Urozmaiceniem konkursu były pytania obrazkowe, szczególnie dział „Starość nie radość”, w którym należało rozpoznawać aktorów na zdjęciach zrobionych po wielu latach od nakręcenia filmów. Było to trudne, bo nierzadko chodziło o osoby, które w filmie występowały w masce lub pod silnie maskującą charakteryzacją (np. postaci z pałacu Jabby: Bib Fortuna, tancerka Oola - ze zdumieniem dowiedzieliśmy się, że to Murzynka!). Najbardziej przypadł mi do gustu literacki konkurs Oli i Sławka Graczyków. Pytania były „normalne” to znaczy nie brzmiały „Jak nazywał się szef pana Dursleya” ani „Wymień wszystkich członków drużyny Yarpena Zigrina”, tylko skąd, dokąd, co się stało i dlaczego. Wszystkich niezwykle ubawił fakt, że dwa pytania dotyczące książek Ewy Białołęckiej wylosowała sama Ewa. Natomiast moja drużyna wsławiła się prawidłowym odgadnięciem cytatu z „Fryne Hetery”, choć nikt z nas nie czytał ani tej książki ani w ogóle żadnego utworu Witolda Jabłońskiego. Cytat był jednak dość… charakterystyczny. W konkursach wygrywało się walutę konwentową czyli polcoiny, do zamiany na towar w konwentowym sklepiku. Leżały w nim gry komputerowe, plastikowe miecze świetlne, koszulki, ale książek niewiele, a liczyłam na zaopatrzenie się w jakieś polskie nowości… W dodatku osoby odpowiedzialne jakoś źle wyliczyły stosunek waluty do nagród i w niedzielę po ostatnim konkursie sklepik zawierał już tylko… numery „Nowej Fantastyki” z ostatnich kilku miesięcy, na skutek czego część uczestników swoje polcoiny po prostu zabrała do domu na pamiątkę. Polcon prelekcyjny i spotkaniowy Polcon zaczęłam prelekcją Jakuba Ćwieka o zbójach i banitach. Na początku prelekcji wspólnie z publicznością sporządził spis cech charakteryzujących szlachetnego banitę: działa w słusznej sprawie, unika zabijania niewinnych, jest herosem, jest rycerski, ma zdolności przywódcze oraz tragiczną przeszłość i przyszłość. No i oczywiście zabiera bogatym i daje biednym. Kuba zabrał się do tematu chronologicznie: najpierw opowiedział o Rzymianinie z III wieku n.e. imieniem Bulla (doprawdy, mógł sobie przybrać jakiś groźnie brzmiący pseudonim zawodowy…), który przetrwał długo, ponieważ działał na obrzeżach imperium i grabił tylko urzędników państwowych, których i tak nikt nie lubił. Dawanie biednym polegało na wręczaniu uczciwych opłat za jedzenie i dokonywane usługi. W kwestii Robin Hooda istnieje teoria, że nie było to imię, lecz tytuł przysługujący wszystkim kolejnym szefom wszystkich band grasujących w lesie Sherwood. Dowiedzieliśmy się też wiele o Janosiku, Jesse Jamesie oraz Dillingerze – ten ostatni wsławił się szczególnie śmiałą ucieczką z rąk policjantów, na których napuścił hordę dziennikarzy, oraz tym, że pewnego razu przebrany za kierowcę odwiózł na dworzec kolejowy samego naczelnika więzienia. Bardzo bogaty był blok starwarsowy, a salę, w której się odbywał, ozdobiono obrazami przedstawiającymi plenery z filmu oraz malowidłem Vadera prawie naturalnej wielkości – wszystko to autorstwa zapewne członków łódzkiego klubu. Codziennie odbywało się spotkanie z aktorami grającymi Bobę Fetta i admirała Mottiego – Richardem LeParmentierem i Jeremym Bullochem. Oprócz opowiadania o kręceniu starej trylogii „Gwiezdnych wojen” dawali ochotnikom z widowni zadania aktorskie związane ze swoimi rolami. Jeremy Bulloch zapytany, co osiągnął po kilkudziesięciu latach bycia aktorem, odparł: „Kilka figurek i amerykański znaczek pocztowy z Bobą Fettem. Czegóż chcieć więcej?”. |
Jadąc na południe popularną „zakopianką” (ale można też wybrać inną, bardziej malowniczą i mniej zakorkowaną trasę) za tunelem w pobliżu Skomielnej Białej oraz za węzłem obok Rabki Zdroju przejeżdżamy wiaduktem nad Skansenem Taboru Kolejowego w Chabówce. A może zwolnić, zjechać z drogi szybkiego ruchu i spojrzeć na to miejsce z bliska?
więcej »Nie jestem tylko pewien, czy to braciszek – bo muzeum, czy siostrzyczka – bo ulica Przykopa 25. Pewne jest natomiast, że mieści się w Cieszynie i jest – jeśli nie najmłodszym – to jednym z najmłodszych miejsc, które zdecydowanie warto odwiedzić podczas wakacyjnych wędrówek: otwarte zostało drugiego lipca 2023 roku.
więcej »Prezentujemy fotografie z wystawy „Tadeusz Baranowski. Malarstwo” w warszawskiej Galerii DAP.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Pościg z drągiem za pociągiem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Magia znowu działa
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Nielegalna blondynka
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Kolorowy zawrót głowy
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Skażona utopia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Niejednoznaczny kot
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Harry Potter? Narnia? Mozart!
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady