Przedstawić klasykę na scenie to nie lada wyzwanie. Trudne i żmudne, lecz wykonane dobrze jest niezwykłym osiągnięciem. Próbę wystawienia dramatu Witolda Gombrowicza „Iwona, księżniczka Burgunda” w ramach XXXIX wieczoru Hartoffania Teatrem w Bytomskim Centrum Kultury podjął reżyser Marián Pecko.
Ukryte piękno Iwony, czyli groteska na cztery akty
[Witold Gombrowicz „Iwona, księżniczka Burgunda” - recenzja]
Przedstawić klasykę na scenie to nie lada wyzwanie. Trudne i żmudne, lecz wykonane dobrze jest niezwykłym osiągnięciem. Próbę wystawienia dramatu Witolda Gombrowicza „Iwona, księżniczka Burgunda” w ramach XXXIX wieczoru Hartoffania Teatrem w Bytomskim Centrum Kultury podjął reżyser Marián Pecko.
Witold Gombrowicz
‹Iwona, księżniczka Burgunda›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Iwona, księżniczka Burgunda |
Teatr | Ateneum |
Autor | Witold Gombrowicz |
Reżyseria | Marián Pecko |
Muzyka | Robert Mankovecký |
Scenografia | Pavol Andraško |
Kostiumy | Eva Farkašová |
Obsada | Anna Jarota, Andrzej Mikosza, Mariola Ordak-Świątkiewicz, Łukasz Schmidt, Łukasz Bugowski, Aleksandra Mikołajczyk, Krzysztof Jarota, Dorota Nowak, Zygmunt Babiak |
Data premiery | 24 maja 2009 |
Konsternacja i zaciekawienie. Ot, mieszanka różnorodnych uczuć i emocji przesycająca powietrze wypełniające gmach Bytomskiego Centrum Kultury. Atmosfera gęstnieje. Napięcie wzrasta wraz z dopływem kolejnych informacji mówiących o konieczności podziału przybyłych na spektakl na dwie grupy. Wkrótce po komunikacie część widzów zostaje poprowadzona tajemniczymi i krętymi korytarzami, odsłaniającymi magazynowe zakamarki teatru. Inna grupa podąża wprost do głównej sali widowiskowej. I nagle kres wędrówki. Przystań. Niespodziewanie powietrze przeszywa kobiecy głos witający widzów. Ale nie wszystkich. Zza kurtyny słychać oklaski- odpowiedź na powitanie. Gdzie są ci, którzy biją brawa? Oklaski. Tu? Nie. Czekanie. I nagle jest! Kurtyna odsłania się, ukazując rudowłosą kobietę, ubraną w długi, skórzany płaszcz. To ona jest koryfeuszem. Ona prowadzi widzów przez spektakl. Wita drugą część widowni. Szybko okazuje się, że połowa z ogólnej liczby publiczności zasiada na tradycyjnej widowni, natomiast drugiej części widzów wyznaczono miejsce na widowni, zbudowanej na scenie. Pośrodku dwóch sfer wzniesiono nową scenę, posiadającą liczne tajemnice. Na arenę działań teatralnych wkracza muzyka. Diaboliczna, narastająca, dyktująca tempo uderzeń serca. Bachiczność ziściła się. Aktorzy wychodzą z otworów umieszczonych w podłodze, tworzącej zaimprowizowaną scenę, po czym znikają w czeluściach podziemi. Muzyka staje się teraz głównym „aktorem” pustej sceny. Kurtyna zostaje zerwana, odsłaniając dworski świat stworzony przez mistrza Gombrowicza. Muzyka potęguje się, a bachiczne postaci w szykownych, dworskich kreacjach paradują po scenie, prezentując swe wdzięki. Iza, dama dworu w skąpej sukience zaleca się do księcia. Królowa Małgorzata wykorzystując swe kobiece atuty ponownie rozkochuje w sobie męża, a tajemnicza, rudowłosa kobieta, uosobienie seksapilu, streszcza akcję dramatu. Wśród dominujących barw można wymienić złoto, czerwień oraz czerń, a więc barwy królewskie. Pojawia się Iwona. Lalka? Czy pociągająca kobieta, udzielająca jej głosu? Dwoistość, dualizm antagonistyczny w jedni świata. Doskonały koncept.

Spektakl „Iwona, księżniczka Burgunda”, wystawiony w ramach XXXIX wieczoru Hartoffania Teatrem, został zaprezentowany na bytomskiej scenie przez Opolski Teatr Lalki i Aktora. Reżyser, Marián Pecko, niczym magiczny wirtuoz uwiódł widzów perfekcyjnością spektaklu. Maestria reżyserska przejawiała się w każdej sferze scenicznej akcji. Począwszy od niezwykle oryginalnych i wyszukanych kostiumów, które zaprojektowała Eva Farkašová, poprzez różne typy lalek, wykorzystanych w spektaklu, a kończąc na doskonałej grze aktorskiej.

Na szczególne uznanie zasługuje rola królowej Małgorzaty, wykreowana przez Mariolę Ordak-Świątkiewicz. Siła granej przez nią postaci tkwiła nie tylko w modulacji głosu czy doskonałym ruchu scenicznym, lecz i w mimice. Wyrazistą postacią był także książę Filip, grany przez Łukasza Schmidta. Lecz nie koniec na tym! Wszyscy aktorzy popisali się kunsztem artystycznym. Każdy z nich wykreował oryginalną osobowość, w którą tchnął życie i niczym demiurg obdarzył ją indywidualnymi cechami, sposobem poruszania się, językiem, pewnymi nawykami, które Juliusz Machulski nazywa „śmiesznostkami”. Wyrazistość postaci podkreślona została przez przesadną charakteryzację. Czasem nieco groteskową, jak w przypadku Cyryla (Krzysztof Jarota), który nieco przypominał kontrowersyjnego Marylina Mansona. Czasem nieco rubaszną – król Ignacy (Andrzej Mikosza) – czy wręcz ziejącą seksapilem jak w przypadku damy dworu Izy (Aleksandra Mikołajczyk) oraz tajemniczej Iwony (Anna Jarota).

Akcja gombrowiczowskiego dramatu została obudowana w olbrzymi rezerwuar bogatych form ekspresji. Groteskowo-ironiczna historia o Iwonie, skrytej dziewczynie wychowywanej przez ciotki, która przypadkiem stała się książęcą narzeczoną, komplikującą stosunki panujące na dworze, zyskała nowy wymiar. Zwykła opowieść zamieniła się w magiczną baśń, która przeniosła widzów na dwie i pół godziny do surrealistycznego świata Gombrowicza. Wśród licznych perypetii ukryta została przesłanka mówiąca o tym, że wielokrotnie pod surową i pozornie odpychającą powierzchownością drzemie piękno duszy. Postać Iwony – bezwolnej marionetki stworzonej przez Gombrowicza – w każdej partii dramatu krzyczy bezgłośnie i domaga się przedstawienia jako lalka-popychadło. Marián Pecko postanowił dać wyraz jej nawoływaniu i przeniósł akcję dramatu do świata lalek. Niezwykły eksperyment przyniósł mu olbrzymi sukces zwieńczony wieloma laurami, w tym m.in.: trzema Złotymi Maskami w 2009 roku, Grand Prix na XXIV Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Lalek, czy Nagrodę Specjalną za nowatorskie odczytanie dramatu Witolda Gombrowicza na XXIV Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej, w 2010 roku.

Jak w każdej sztuce, także i tu liczy się koncept. Istnieje wiele teatralnych interpretacji dramatu Witolda Gombrowicza, jednakże „Iwona, księżniczka Burgunda” zaproponowana przez Opolski Teatr Lalki i Aktora jest całkowicie innym, świeżym odczytaniem klasyki. Jakże odmienna od spektaklu dyplomowego PWST w Krakowie, który został wyreżyserowany przez Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik. Reżyserka ta w sposób parodystyczny chciała uwspółcześnić dzieło Gombrowicza, wprowadzając multimedialne akcenty, co spotkało się z krytyką i zdecydowanie pominęło głębie sensu sztuki. Marián Pecko nie eksperymentował z treścią. Chwała mu! Nie, tu reżyser przeprowadził sceniczną akcję, tak jakby życzył sobie tego Gombrowicz. Miast wprowadzać innowacje wypaczające sens dzieła, skupił się na uwypukleniu komizmu sytuacyjnego spoczywającego w głębokich pokładach dramatu. Atrakcyjność gry aktorskiej podniosło wykorzystanie różnorodnych form plastycznych takich jak: lalki, rekwizyty oraz figury. Bogactwo rozwiązań formalnych w połączeniu z dynamiczną akcją i żywiołową muzyką jest doskonałą receptą na sukces sceniczny. Zaskoczeniem dla widza może być to, że aktorzy w dwóch pierwszych aktach wykorzystują marionetki, natomiast w akcie trzecim pojawiają się nowe i znacznie większe lalki, przypominające poniekąd pacynki, gdyż w okolicy ich twarzy znajdowały się otwory na rękę animatora. Poprzeczka animowania podnosiła się z każdym aktem. Wyzwanie zostało rzucone. Finał wieści zwycięstwo. Tego spektaklu nie trzeba zachwalać wygłaszając krasomówcze peany. Opisując spektakl na usta ciśnie się jedno słowo: zachwycający!
